Ogród Petenery
Advertisement

Wiersz na poetę Węgierskiego • Wiersz • Józef Bielawski
Wiersz na poetę Węgierskiego
Wiersz
Józef Bielawski


Pseudo - Bielawski

Wiersz na poetę Węgierskiego

Lekkomyślny młodziku! napaść twoją hardą
Raz oddawszy, na resztę patrzałem z pogardą,
Lecz gdy twoja swawola nie znajduje końca,
Biorę pióro - i drugich, i siebie obrońca.
Twój pocisk nie jest tęgi, nie ranią twe razy,
Więc też nie żółci zdrojem zmazę te urazy,
Ale raczej, żałując twej młodości zdrożnej,
Chcę cię z błędów i dumy wyprowadzić próżnej.
Niech biegają pustaki od domu do domu,
Niech się śmiać dają z siebie, cóż to szkodzi komu?
Kiedy ich naśladować sądzisz ku potrzebie,
Cierpimy Perkowskiego, czemuż i nie ciebie?
W waszych jednak zapędach strzeżcie pewnej miary,
Abyście nie ściągnęli nagany i kary:
Wszak, kiedy przeskrobiecie, tamtego z kościołów,
A ciebie od szlachetnych wypędzają stołów,
Cóż dopiero takiemu czyni się stworzeniu,
Które każdego kąsa w swoim zacieczeniu?
Wierz mi, przepisuj raczej ustawy i listy,
Kiedy masz i zapłatę, i godność kopisty;
Kradnij fraszki z Woltera i z nim potem w parze
Łącz się, jak z Rafaelem sokalscy malarze,
A jeśli jeszcze nad to zbywają ci chwile,
Obróć je lepiej na sen niźli na paszkwile.
Lecz zawiść spać nie daje: chcąc się ku nam zbliżyć,
Wywyższyć się niezdolny, chcesz drugich poniżyć.
Mnie tylko lekkich piosnek mienisz być autorem,
To świadczy, że się nie znasz dobrze z moim piórem:
Wiedzą od mórz bałtyckich ku śnieżystej Tatrze,
Żem pierwszy Muzy wskrzesił na polskim teatrze,
Gdzie przepisanej wieszczom trzymając się drogi,
Przepuściwszy osobom, wyśmiałem nałogi.
Którego wielkość duszy Polska uwielbiała,
Rysowałem Podolan portret Generała,
I to mi chcąc przyganić, niech się zazdrość sili,
Kto ten portret obaczy, nikt się nie omyli.
Podałem potomności Izabeli cnoty,
Malowałem jej wdzięki, jej słodkie przymioty,
I choćby w rzeczy były z mych wierszy kaleki,
Imię to nieśmiertelne da im żyć na wieki.
Pisałem i piosneczkę i, co kładą pęta,
Wzięły winny ode mnie hołd piękne oczęta.
Z wielu innych wierszyków ciągnąc mą zabawę,
Nigdym przecie na cudzą nie targnął się sławę.
I komuż moje kiedy złorzeczyły usta?
Chyba nocy okropnej i zbójcom Augusta.
A ty, bracie, co do mnie mówisz z tak wysoka,
Któreż twe pismo mego sąd wytrzyma oka?
Wielka rzecz, żeś tłomaczył prozą Marmontela,
Ta się znikoma praca i żaczkom udziela.
Wiemy oraz, iż twoja Muza znamienita
Pisała też i wiersze, których nikt nie czyta.
Wart Achill być podany wiekom przez Homera,
Wart i Homer takiego śpiewać bohatera.
Obydwa siebie godni, obydwa wieczyści:
Tyś organistów godzien, ciebie - organiści.
Ale opiewaj sobie kantory i dziaki,
Dla nich właśnie przystoi dowcip i styl taki,
A nas zostaw w pokoju, bo się ciebie tyka
Powieść o wężu, który chciał ugryźć pilnika.
Jeżeli w kim postrzeżesz dar umysłu rzadki,
Nie szarp go, niech cię mędrszym uczynią przypadki:
Gdyś na Doświadczyńskiego nie skąpił potwarzy,
Ledwie żeś cudzej ręki na twej nie miał twarzy.
Niech i naszych ministrów jędza twoja wściekła
Nie wysyła do Czyśćca, Otchłani i Piekła.
Literat cię poskromi piórem, ale możni
Będą w obraniu kary może trochę rożni,
A żałowałbym bardzo, gdyby się poecie
Lżącemu zacnych mężów dostało po grzbiecie.
 
[Jesień 1778]



Advertisement