Ogród Petenery
Advertisement
Rozdział IX Tajemniczy rybak
Rozdział X
Juliusz Verne
Rozdział XI
Uwaga! Tekst wydano w 1911 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

Uwięziony.


Podejrzenie, jakie powziął Dragosz, zobaczywszy podpis na fotografji, nie było zupełnie bezpodstawne, gdyż istotnie Ilia Brusz – Sergjusz Ladko, stanowili jedną osobistość.

Ale Dragosz pomylił się przypisując towarzyszowi podróży zbrodnie, spełniane na brzegach Dunaju. Ladko zaś nie przypuszczał nawet, o co go posądza pan Jeger, podróżujący na jego łodzi. To jedno tylko wiedział, że jego imię i nazwisko przybrał jakiś zbrodniarz, myślał nad tem, ale nie mógł się dorozumieć w jaki sposób się to stało.

Zgnębiony narazie tą wiadomością o swoim sobowtórze, ochłonął wkrótce po pierwszem przerażeniu. Bo rzeczywiście, cóż to mogło szkodzić, że jakiś złoczyńca nosi to samo imię i nazwisko; człowiek niewinny nie ma czego się lękać,

I dlatego Sergjusz Ladko – którego odtąd będziemy nazywać właściwem jego mianem – wyprawił się poprzedniej nocy do Szalki, gdzie pod przybranem nazwiskiem Ilii Brusza obrał był sobie miejsce zamieszkania, po wyjeździe z Ruszczuku, i gdzie otrzymywał wiadomości od swojej drogiej Naczy. Lecz gdy przestały one nadchodzić, niepokój tak mu dokuczał, że zaczął szukać sposobu dostania się do Bułgarji incognito. I wtedy to wpadła mu w oczy ogłoszona w Pester Llojdzie szumna zapowiedź konkursu rybołówstwa w Sigmaringen. Wygnaniec, równie zręczny rybak jak pilot, powziął dziwaczny pomysł, którego sama niezwyczajność zabezpieczała mu powodzenie.

Zapisał się do «Związku rybaków na Dunaju», pod nazwiskiem Ilii Brusza i zgłosił się jako kandydat do konkursu w Sigmaringen, gdzie dzięki swej zręczności, zdobył pierwszą nagrodę. Rozsławiwszy w ten sposób przybrane nazwisko, zapowiedział z wielkim hałasem swą podróż po Dunaju i zabezpieczony od podejrzeń policji, spodziewał się przepłynąć całą rzekę, zajmując swoją osobą nadbrzeżne miasta, ażeby potem bezpiecznie wstąpić do Ruszczuku, po wiadomości o Naczy.

Ale do powodzenia planu – niezbędnem było, by nikt pod postacią Ilii Brusza, nie poznał Sergjusza Ladko.

Za pierwszy warunek powodzenia uważał Ladko dobre odegranie przyjętej roli. Poprzysiągł sobie, że się niczem i nigdy nie zdradzi, bez względu na to, co może się stać w podróży. Drugi warunek był łatwiejszy. Ogolił wąsy, ufarbował jasne włosy na czarne i włożył ciemne okulary, które przysłoniły mu oczy. Zrobił to w nocy przed samym wyjazdem, a przed świtem opuścił już Szalkę, niewidziany przez nikogo.

Wszystko, jak wiemy, poszło według jego przewidywań. Pierwszy nieprzewidziany wypadek, zaskoczył go w Ulmie, kiedy się przekonał, że jego sława konkursowego zwycięzcy nie zabezpiecza go od nagabywań policji, więc przyjął pasażera, którego dokumenty policja uznała za dostateczne.

Ale, gdy się dowiedział, że głośny rozbójnik nosi to samo, co on imię i nazwisko, struchlał. Zrozumiał że nic na to poradzić nie może, tylko pocieszał się myślą, że policja nie zwróci uwagi na spokojnego wioślarza, który płynie, skutkiem zakładu zrobionego w Sigmaringen.

Przyszedłszy do Szalki po zachodzie słońca, wyszedł z niej przed świtem, nie widząc się z nikim. Był w domu, ale nie zastał tam żadnej wiadomości od Naczy. To uporczywe milczenie, mogło doprowadzić do rozpaczy. Dlaczego Nacza od dwóch miesięcy nie napisała ani słowa? W czasie rozruchów tak łatwo o nieszczęście; Ladko rozmyślał z rozpaczą, czy nie zapóźno przybędzie do Ruszczuku.

Ta myśl, ta obawa, gnała go i dodawała mu siły. Ona krzepiła go podczas walki z burzą, ona znaglała do pośpiechu, gdy powracał do łodzi, niosąc wódkę dla swego przemokłego towarzysza.

Ale z niewymownem zdumieniem nie zastał już Jegera, którego pozostawił w tak groźnym stanie. Nie uspokoiła go nawet pozostawiona kartka z objaśnieniem. Co mogło skłonić pana Jegera do odejścia? Jakie interesy, tak ważne i nagłe, mógł mieć ten mieszczuch z Wiednia, w takiej pustce, zdała od miejsc zamieszkanych przez ludzi? Próżno Ladko silił się na zrozumienie tej zagadki.

Ale bez względu na powody, samo zniknięcie Jegera, miało tę niedogodność, że przedłużało podróż i tak już nazbyt długą. Gdyby nie ta przeszkoda, łódź mogłaby wypłynąć zaraz i do wieczora przebyć znaczną przestrzeń.

Pomimo silnej pokusy, Ladko postanowił czekać na powrót swego pasażera. Przyjął pewne zobowiązanie względem niego i wolał stracić cały dzień, niż złamać dane przyrzeczenie.

Na szczęście, miał dużo do roboty z uporządkowaniem łodzi i naprawieniem szkód sprawionych przez burzę.

Zaczął więc porządkować kufry poprzewracane w czasie rannych poszukiwań. Wziął do ręki tekę – tę samą, która skusiła Dragosza – i wyjąwszy z niej wizerunek Naczy, wpatrywał się w niego długo…

Wzdychając, złożył go do teki, a tekę schował do kufra, który zamknął, a klucz wsunął do kieszeni i wrócił do roboty. Ale postradał zupełnie energję. Opuściwszy ręce, usiadł na ławce zwrócony plecami do brzegu, wpatrując się smętnie w wody Dunaju… Myśli jego skierowały się do Ruszczuku.

Ujrzał swój dom, taki jaki był dawniej – a w domu żonę wesołą, śpiewającą,… Nie żałował swoich poświęceń, nie żałował ofiar jakie poniósł dla dobra ojczyzny! Uczyniłby to samo po raz drugi… Ale jakaż boleść pomyśleć, że to wszystko poszło na marne! Powstanie wybuchło zawcześnie i zgnieciono je niemiłosiernie… Ileż lat jeszcze sądzono Bułgarji cierpieć pod jarzmem tureckiem!…

Ogarniał go lęk na myśl, że może Turcy pochwycili Naczę jako zakładniczkę – jako żonę jednego z najzawziętszych wrogów tureckich… A gdyby tak było – co z nią uczynili?

Pogrążony w bolesnych rozmyślaniach, Ladko zapomniał o wszystkiem, co go otaczało, nic zatem dziwnego, że niespostrzegł trzech ludzi skradających się nad brzegiem ostrożnie i cicho. Ale jeżeli on ich nie widział, oni widzieli go dobrze, gdy łódź ukazała się na zakręcie rzeki, wszyscy trzej stanęli i zaczęli się naradzać.

Jeden z tych ludzi, był ten sam Ticza, który ze swym towarzyszem tropił w Wiedniu Dragosza, śledzącego ze swej strony Ilię podczas wycieczki do żyda, pośrednika w dostawie broni dla Bułgarów.

Ten pościg doprowadził dwóch nieznajomych do łodzi Dragosza. Postanowili zaraz skorzystać z tego odkrycia i obecnie przyszli wykonać swe postanowienie.

Zaczaili się w nadrzecznych zaroślach i stamtąd śledzili każdy ruch Ladki na łodzi. On zaś, głęboko zamyślony, nie przeczuwał nawet grożącego mu niebezpieczeństwa. A jednak było to niebezpieczeństwo bardzo groźne, ci trzej ludzie w zasadzce, byli to złoczyńcy z owej bandy grasującej nad Dunajem.

Ticza był w tej bandzie wybitnym członkiem, pierwszym po dowódcy, i jego czyny już mu wyrobiły haniebną sławę wśród towarzyszów. Obecni towarzysze jego, Sakman i Zerlany, byli to prości bandyci, narzędzia, nie głowy.

– To on! – mruknął Ticza, zatrzymując zbójów ruchem ręki.

– Dragosz?

– On sam.

– Pewny jesteś, że to on? Nie widać jego twarzy, bo siedzi odwrócony do nas tyłem – zauważył Zerlany.

– Niewieleby mi pomogło, gdybym zobaczył jego twarz, bo go nie znam – odrzekł Ticza. Widziałem go w Wiedniu tylko zdaleka i z tyłu. Ale poznaję łódź i pewny jestem, że się nie mylę.

– Więc bierzmy się do roboty! – wyrzekł Sakman.

– Tak! Nie traćmy czasu – dodał Ticza.

'The Danube Pilot' by George Roux 21

Wyjął z pod pachy zawiniątko i otworzył je. Tymczasem Ladko nic nie przeczuwając, nie słyszał kroków idących po trawie. Myśli jego krążyły ciągle koło Naczy i domu w Ruszczuku.

Nagle padł na niego zwój sznurów, które go oplatały na wszystkie strony, dławiąc, dusząc, oślepiając…

Porwał się z miejsca i szarpnął daremnie, chcąc wydobyć się z sieci, gdy silny cios w głowę ogłuszył go i powalił na dno łodzi; ale zanim padł, zrozumiał, że go pochwycono w wielką sieć, niewód taki, jakiego sam nieraz używał do połowu ryb na Dunaju.

Kiedy odzyskał przytomność, nie był już oplatany w sieci, lecz silnie skrępowany mocnym sznurem, nie mógł się wcale poruszać; w ustach tkwił mu knebel głuszący krzyki, oczy zasłaniała gruba przepaska.

Odzyskawszy przytomność, Ladko czuł się zupełnie oszołomiony. Co się stało? Co znaczył ten niepojęty napad? Czuł jednak, że mu nie grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo, bo gdyby napastnicy zamierzali pozbawić go życia, zabiliby odrazu. Jeżeli zaś leżał tu skrępowany, widocznie szło im tylko o pochwycenie go.

Trudno było znaleźć na to odpowiedź. Rabusie nie potrzebowaliby tak starannie krępować swej ofiary, skoro jedno uderzenie noża wybawiłoby ich odrazu z kłopotu, a zresztą, czyż nędzne pakunki na łodzi mogły znęcić rabusiów?

Zemsta?… To również nieprawdopodobne. Ilia Brusz nie miał nieprzyjaciół; wrogowie Sergjusza Ladki – Turcy – nie domyśliliby się bułgarskiego spiskowca w skórze rybaka z Sigmaringen, a gdyby nawet to odkryli, nie dopuściliby się takiego czynu w granicach Austrji. Zresztą Turcy zabiliby go, zamiast więzić.

Roztrząsnąwszy to wszystko, Ladko, jako człowiek praktyczny, dał za wygrane dociekaniom i postanowił tylko uważać bacznie, co nastąpi i szukać sposobu wydobycia się na wolność.

Niewielkie miał pole do działania i obserwacji; zesztywniały w więzach, które krępowały całe jego ciało, ściśnięte sznurem, nie mógł nawet drgnąć, a oczy miał zawiązane tak ściśle, że nie wiedział, czy jest dzień czy noc. Tylko wytężywszy słuch, odkrył, że leży na dnie statku, który posuwa się spiesznie, słyszał wyraźnie zgrzyt wioseł i szum wody, bijącej o ściany łodzi.

Dokąd płynie ten statek? Druga zagadka, którą rozwiązał bez trudności, zauważywszy różnicę temperatury z prawej i z lewej strony, wstrząśnienia łodzi za każdem uderzeniem wioseł dowodziły, że leży wyciągnięty w tym samym kierunku, w którym płynie łódź, i że połowa jego ciała jest w cieniu rzuconym przez burt łodzi, a druga w słońcu. Stąd prosty wniosek, że łódź płynie z zachodu na wschód, z prądem rzeki, w tym samym kierunku, w jakim on ją prowadził.

Ci, którzy go pochwycili, milczeli uparcie; oprócz stękania wioślarzy, opierających się z wysiłkiem na wiosłach, nie słychać było ludzkiego głosu. Podróż ta w ciszy trwała pewnie przeszło godzinę, gdy słońce padło prosto na twarz Ladki, dając tem wskazówkę że łódź zawraca na południe. Ladko nie zadziwił się. Doskonale znając rzekę, wnioskował, że płyną w tem miejscu, gdzie Dunaj okrąża górę Pilis. Pewnie potem skręcą na wschód i zaraz na północ, aż do tego miejsca, gdzie Dunaj zaczyna płynąć prosto na półwysep Bałkański.

Ale kiedy Sergjusz Ladko domyślał się, że przepływają mimo góry Pilis, wiosła zatrzymały się nagle. Łódź płynęła dalej, niesiona samą siłą prądu, a szorstki głos zawołał:

– Bierz bosak!

Dało się uczuć silne wstrząśnienie i zgrzyt, jaki wydaje łódź ocierając się o coś twardego. Ladko poczuł, że go podnoszą w górę i że przechodzi z rąk do rąk, podawany w powietrzu.

Zapewne łódź dopłynęła do większego statku, na którego pokład przeniesiono jeńca, jak pakunek, ale Ladko daremnie natężał słuch, żeby pochwycić jakie słowo, głębokie milczenie panowało, czuł tylko dotykanie twardych rąk i słyszał sapanie strażników.

Skrępowany, tarmoszony, Ladko nie mógł spokojnie rozmyślać; strażnicy wyniósłszy go na pokład, spuszczali go teraz w dół po drabinie. Ciało jego obijało się, przesuwane przez ciasne otwory, a w końcu, gdy zdjąwszy mu opaskę z oczu i knebel z ust, rzucili go na ziemię jak tłomok, usłyszał, że nad jego głową zatrzaskuje się klapa.

Długi czas minął, zanim więzień ogłuszony upadkiem odzyskał przytomność, wówczas zrozumiał, że położenie jego nie polepszyło się wcale, pomimo że odzyskał wzrok i mowę. Jeżeli mu zdjęto z ust knebel, to pewnie dlatego, że nikt nie usłyszałby jego krzyków, a ciemność panowała taka, że napróżno otwierał oczy: ciemność i ciemność nieprzenikniona. Czuł po wstrząśnieniach statku, że leży na samym jego spodzie, a nigdzie nie mógł dojrzeć najmniejszej szpary, przez którą przecisnęłoby się światło, nie widział zgoła nic; nie była to ciemność piwnicy, z którą wzrok oswaja się stopniowo, była to jakaś ciemność nieprzebita, nieprzejrzana czarność, jaka musi panować w grobie.

Ile dotąd czasu upłynęło? Ladko przypuszczał, że musi już być koło północy, kiedy rozległ się bardzo daleko stłumiony hałas. Ludzie biegali, hałasowali coraz bliżej. Potem nad głową Ladki przesuwano skrzynie, od których dzieliły go tylko cienkie deski. Wrzawa się zbliżała, słychać było rozmowę obok za ścianą jego więzienia, ale słów nie mógł rozróżnić, a potem wszystko umilkło i nieszczęśliwego więźnia, leżącego w ciemności, otoczyła głęboka cisza.

Advertisement