Ogród Petenery
Advertisement

Szczęście • Wiersz • Friedrich Schiller • przeł. Józef Dionizy Minasowicz
Szczęście
Wiersz
Friedrich Schillerprzeł. Józef Dionizy Minasowicz
Uwagi tłumacza: — Trzynastozgł. zamiast distichów pierwotworu, do których się dotąd nie przyzwyczajono. (1818.)


Szczęsny, którego bogi, zanim jest na świecie,
kochają, w dłoni Wenus wykołysze dziecię,
Hermes usta rozwiąże, Feb otworzy oczy,
a Zews piętno potęgi na czołe wytłoczy!
Padł bożki los dla niego, ze wszech miar wyniosły,
jemu skronie, nim walczył, już laurem porosły;
nim je przeżył, już z pełna liczono mu życie,
Charis, nim się utrudził, sprzyjała mu skrycie.
Wielkim wprawdzie zwę męża co sam siebie ztworzył,
i co potęgą cnoty Parkę upokorzył; —
szczęścia — nie upokorzy, nie zdobędzie siła
tego, co mu zazdrosna Charis odmówiła.
Możesz wolą żelazną oprzeć się ohydzie;
lecz co jest najwyższego, to od bogów idzie.
Jak cię kochanka kocha, tak ślą dary Nieba,
względy mieć u Jowisza, jak w miłości, trzeba.
Bogi mają skłonności: ów kwitnącej młodzi
włos lubi, ten — radosny do radosnych zchodzi.
Ich obliczem z widzących nikt się nie uraczył,
ślepy tylko ich świetny majestat obaczył;
oni z dziecinną duszą prostactwa się pieszczą,
w najskromniejszem naczyniu świętości pomieszczą,
przybędą niespodziani, dumną ufność zdradzą,
wszystkie czarów zaklęcia wolnych nie zprowadzą.
Lecz komu Ojciec bogów i ludzi posprzyja,
śle mu orła, co w niebo z nim się razem wzbija,
głowy, jak jego wola, wytyka w gromadzie,
a która się zpodoba, tej, przychylny, kładzie
wawrzyn i władzodawcze przypina opaski, —
wszak i sam bóg koronę posiadł z szczęścia łaski.
Przed szczęsnym Feb pythyjski z zwycięztwem wybiega,
i śmiejący bóg Amor, co serca zażega,
morze gładzi Pozejdon, po jego równinie
Cezar z wszechmocnem szczęściem pełnym żaglem płynie;
lew mu się u stóp kładzie, parskące delfiny
grzbietu swego pokornie nadstawią z głębiny.
Piękność rodzi się panią, jej rząd — samodzielny;
dość jej stąpić, zwycięża — jak bóg nieśmiertelny.
Nie przyganiaj sczęsnemu zbyt łatwego wieńca,
ani, że z boju Wenus zbawia ulubieńca;
zazdroszczę mu, że chętna, darzy go pomocą,
nie tamtemu, że wieczną wzrok mu mroczy nocą
Mniejsza-ż ztąd cześć Achilla, że swą Hefest dłonią
tarcz mu wykuł i zgubną opasał go bronią?
że w koło śmiertelnego Olymp krąży cały? —
To go szczyci, że bogi tyle go kochały,
że gniew jego uczciły, na jego wsławienie
ród najlepszy Hellenów pchnęły w Orku cienie.
Niech cię piękność nie gniewa, że, jak lilji łono,
piękna jest łaską Cynthji, acz niezasłużoną;
widzisz ją, pijesz szczęście, które ją zaszczyca,
nie pytasz się zkąd świetna: dość że cię zachwyca.
Ciesz się z tego, że niebo dar pieśni ci zsyła,
że wieszcz śpiewa, jak Muza jego nauczyła;
on ci się bogiem staje przez natchnienie boże,
jest szczęśliwy, więc ciebie uszczęśliwić może.
Niech na zgiełkliwym targu Themis szali strzeże,
tam, praca wyślęczone niechaj myto bierze,
lecz radość na śmiertelne sam Bóg lica woła,
bez cudu nikt szczęśliwym zostać tu nie zdoła.
Co ludzkie, stać się musi, rośnie i dojrzewa,
czas tworzący z postaci w postać je przelewa;
ale szczęście i piękność — nie staj ą się one,
są, widzisz je przed sobą, od wieków zkończone.
Każda ziemska, niebieskiej podobna Wenerze,
z nieprzebranego morza tajny zaród bierze,
i każdy pomysł światła, jak pierwsza Pallada,
zbrojna Egidą z głowy Grżmiciela wypada.
 



Advertisement