Ogród Petenery
Advertisement

Przypowieść o pewnym królestwie • Wiersz • Feanoro
Przypowieść o pewnym królestwie
Wiersz
Feanoro


W odmętach mego rozumu, w mym własnym pokoju
Otoczony ciemnościami domu mego od dawna pustego
Tworzę swój świat w samotności, by nie wadzić nikomu
Choć młota grzmotu nie słychać, kuje losy świata mego.

Wodę wylałem na ląd, i powstało morze co szumi
Oddech mój sprawił, że wiatry się szybkie zrodziły
Stworzyłem kamień, co przy styku z butem dudni
A z pieca węgiel wziąłem, i płomienie świat trawiły.

Życie dawać począłem, cząstkę mego oddać musiałem
Leciałem ku ziemi, a ptaki latać się uczyć zaczęły
Biegałem po górach i lasach, i życie koniom dałem
A gdy pływać począłem, ryby obok mnie przepłynęły.

Stworzyłem swoje królestwo, sięgnąłem po wiedzę
Smutno mi było, samemu tak siedzieć w ogrodzie
Chciałem mieć druha co by nad ogrodem miał pieczę
Stworzyłem więc jego, jednak stwór miłował się w wodzie.

Szum wody rozumiał jak swoje myśli, śpiewał mu do wtóru
Słuchałem tego śpiewu długo, zrozumiałem, to był duch wody
Stworzyłem troje innych, każdego nazwałem, śpiewali do chóru
Dwie damy i dwóch mężów było, założyli oni swoje wielkie rody.

Pierwszym była Woda, dama urody wielkiej, ród ryb był jej
Drugim była dama Powietrzem nazwana, ptaki jej usługiwały
Trzeci, Ziemia, kochał on drzewa, pokochał damę natury rybiej
Czwarty, Ogień, za żonę wziął powietrze, obie pary dzieci miały.

Miałem swój własny świat, mój wymarzony świat
Miałem czworo dzieci, których kochałem bardzo
Oni także mieli dzieci więc stworzyłem kontynenty dwa
Trzy pokolenia przy mnie zostały, reszta odeszła nocą.

Słońce, córa ognia i powietrza jako pierwsza ruszyła wędrować
Księżyc nie czekał, poleciał zaraz za nią, kochał się w niej
Każde dziecko chciało głęboko w wiedzę mego świata kopać
Świat ten swą wiosnę przeżywał ku niezmiernej radości mej.

I wtedy zrodziło się zło, do mego pokoju weszło zło wielkie
Do mego umysłu wleciało, i ogród niby siano od iskry, zapłonął
Dziecko kolejne się zrodziło, Śmierć, me nogi zrobiły się miękkie
Łzy na me policzki wstąpiły morzem, wtedy to zło żem przeklął.

Ogień pierwszy walkę podjął, zło go udusiło powietrze mu kradnąc
Wtem Ziemia droga mu zagrodziła, ukradł wodę, a ziemia uschła
Powietrze, walczyła dzielnie, nie mogła nic zrobić ze strachu blednąc
Woda wtedy fale wielkie przyzwała, lecz cóż może uczynić krucha.

Świat mój zginął, umarły me marzenia o doskonałym raju
Zło okrutne wszędzie weszło, wszystko co moje zniszczyło
Tak śmierć nadchodzi, tak się urodziła nieśmiertelna w gaju
Ta która nigdy nie umrze, zabrała dobro co się we mnie kryło.

I wtedy to do mego domu wróciłem, smutny wszakże wielce
Kryjąc mój ból przed wszystkimi którzy mnie zrozumieć nie mogli
Szukałem dusz, co do elfów tęskniły, szukałem w miejsc potędze
Lecz znalazłem dopiero w Tawernie je znalazłem, oni mi pomogli.

Te dusze, najwspanialsze spośród śmiertelnych, pomagały mi
Wrócić do siebie, smutek mój odpędzały, podporą mą były
Wiele dusz przyszło, więcej odeszło, lecz się nawzajem kochaliśmy
Zawsze odkąd z nimi jestem, gwiazdy mi nad głową jaśniej świeciły.





Advertisement