Ogród Petenery
Advertisement
Rozdział XXX Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni
Rozdział XXXI
Juliusz Verne
Rozdział XXXII
Uwaga! Tekst wydano w 1923 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!


ROZDZIAŁ XXXI.


Opóźnienie pana Fogga. Jazda na łodzi łyżwowej.


Pan Fogg opóźnił się o dwadzieścia godzin.

Passepartout, który był przyczyną tego, rozpaczał. Zrujnował on swego pana!

W tej chwili podszedł Fix do pana Fogga i patrząc mu wprost w oczy, rzekł:

— Czy rzeczywiście opóźnienie jest duże?

— Dwadzieścia godzin.

— A jeśliby nie zaszła ta awantura z Indjanami?

— Miałbym dwanaście godzin do rozporządzenia.

— A więc opóźnienie równa się tylko ośmiu godzinom?

— Tak jest.

— Wiem, że panu idzie o to, żeby być na czas, otóż możnaby zaraz pojechać saniami.

— W jaki sposób?

— Jeden człowiek proponował mi to już w nocy.

Pan Fogg zastanowił się nad tą propozycją, poczem poszedł sam do owego człowieka. Pokazano mu wspaniałe sanie łyżwowe, które pędzą po lodzie z niezwykłą szybkością.

W kilka minut umowa była zawarta. Wiał silny wiatr, lód był twardy, wszystko sprzyjało jeździe z żaglem po lodzie.

Pan Fogg, nie chcąc narażać panią Andę na jazdę po lodzie i to w szalonym pędzie, proponował, żeby została pod opieką Passepartout na stacji i przyjechała pociągiem aż do Europy drogą krótszą i wygodniejszą.

Ale pani Anda nie chciała rozłączać się z Foggiem i Passepartout był bardzo z tego postanowienia zadowolony.

Za nic w świecie nie chciał rozłączać się ze swym panem, którego szpiegował znienawidzony przezeń inspektor policji.

'Around the World in Eighty Days' by Neuville and Benett 52

O godzinie ósmej sanie były gotowe do drogi. Podróżni usadowili się w nich otuleni w ciepłe derki.

'Around the World in Eighty Days' by Neuville and Benett 53

Rozpięto żagle i łódź łyżwowa puściła się po lodzie, przesuwając się po czterdzieści mil na godzinę. W pięć godzin o ileby wiatr sprzyjał, podróżni byliby u celu.

W kilka godzin po wyjeździe ze stacji Kerney byli oni już na stacji Omaha, do której dążyli, aby przesiąść do wagonu.

Passepartout wyskoczył pierwszy, strząsnął się z zimna i pomógł wysiąść pani Andzie i swemu panu.

Trafili właśnie na potrzebny pociąg. Wsiedli tam natychmiast i jechali bardzo szybko, na drugi dzień przybyli do Chicago, poczem wyruszyli do Nowego Jorku, oddalonego o dziewięćset mil od tego miasta. Przebyto Indianę, Ohio, Pensylwanję, Nowy Jersey, potem ukazał się Hudson a jedenastego grudnia o jedenastej godzinie pociąg zatrzymał się na stacji.

Stąd mieli przesiąść się na parowiec „China“, ale ten odszedł niedawno i dopiero nazajutrz można było odpłynąć.

Passepartout łamał ręce z rozpaczy, czując się odpowiedzialnym za te ciągłe opóźnienia i zawody! Ale pan Fogg nie przejmował się niczem, powiedział tylko:

— Popłyniemy jutro. Chodźmy.

Pan Fogg, pani Anda, Fix i Passepartout pojechali powozem do hotelu Świętego Mikołaja w Broadway.

Dano im pokoje i noc minęła szybko, zwłaszcza dla Fogga, który miał sen doskonały, natomiast dla pani Andy i Passepartout wlokła się bardzo z powodu myśli o przegranej Fogga.

Rankiem pan Fogg wyszedł z hotelu, poleciwszy Passepartout opiekę nad panią Andą.

Zamówił też wkrótce odpowiedni parowiec, który miał za chwilę odjechać.

Wziąwszy łódź, podpłynął do „Henryki“, tak zwał się ów statek i spytał:

— Czy pan jest kapitanem?

— Tak.

— Jestem Filip Fogg z Londynu.

— A ja Andrzej Spidy z Kardifu.

— Czy pan wyjeżdża?

— Za godzinę.

— Czy ma pan towary?

— Tak.

— A pasażerowie czy są także?

— Żadnych pasażerów nie mam. Nigdy nie wożę. Same towary.

— Czy statek pana idzie szybko?

— Doskonale.

— Czy nie zechce pan przewieźć na swym statku mnie i trzech jeszcze podróżnych do Liverpoolu?

— Do Liverpoolu? Dlaczego nie do Chin?

— Powiedziałem do Liverpoolu.

— Nie!

— Nie?

— Nie. Jadę do Bordeaux.

— Bez względu na zapłatę?

— Tak.

Kapitan powiedział to stanowczym tonem.

— A więc zawieź nas pan do Bordeaux.

— Nie, nawet gdyby mi pan zapłacił po dwieście dolarów od osoby!

— Ofiaruję panu dwa tysiące!

— Za osobę?

— Tak.

— A ile jest osób?

— Cztery.

Kapitan zaczął się zastanawiać. Pasażer za dwa tysiące dolarów, toć to już nie pasażer, ale kosztowny towar.

— Wyjeżdżam o godzinie dziewiątej, — odpowiedział po namyśle kapitan, — czy osoby te są już tutaj?

— O godzinie dziewiątej będziemy na brzegu, — odpowiedział spokojnie Fogg.

Było wtedy pół do dziewiątej. Niezwłocznie wsiadł do powozu, pojechał do hotelu, zabrał wszystkich i przywiózł do portu.

Jak tylko przypłynęła „Henryka”, wszyscy byli już na brzegu.

Kiedy Passepartout dowiedział się, ile będzie kosztowała ta podróż, wydał okrzyk: Ach! w gamach przeróżnego tonu.

Co zaś do Fixa, to pomyślał on, że bank Angielski niewiele otrzyma ze skradzionej sumy.

Advertisement