Ogród Petenery
Advertisement

Rozdział XIII Cudowna wyspa • Część druga • Rozdział XIV • Juliusz Verne Cały tekst
Rozdział XIII Cudowna wyspa
Część druga
Rozdział XIV
Juliusz Verne
Cały tekst
Uwaga! Tekst wydano w 1895 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

ZAKOŃCZENIE.


Badacz śledzący paręset stopni w górze następstwa katastrofy, byłby ujrzał na wschodniej stronie trzy większe szczątki Standard-Island, około trzy hektary długości mające, obok nich kilkanaście mniejszych odłamów, pływało po powierzchni wody.

Nadedniem siła cyklonu osłabła, wiatr uspokajał się z szybkością właściwą takim wstrząśnieniom atmosferycznym.

Na jednym z większych ułamków wyspy, utrzymało się kilka budowli sąsiadujących z Babor-Harbour; w porcie ocalało parę magazynów z żywnością i cysterna wody słodkiej. Na tym kawałku wyspy, zebrało się dwa tysiące rozbitków, łudzących się nadzieją, że znajdą środki skomunikowania się z towarzyszami, pływającymi na innych oderwanych szczątkach Standard-Island, jeśli wszystkie statki z Babor-Harbour nie zostały zniszczone.

Co się tyczy Tribor-Harbour, ta część wyspy, jak wiadomo, oderwana od całości około 3 ciej rano, zatonąć musiała, gdyż śladów jej nie dostrzegano nigdzie na morzu. Łącznie ze wspomnionymi ułamkami, ocalała część wyspy pięć hektarów mająca, dawała ona przytułek czterem tysiątysiącom mieszkańców; reszta uratowanej ludności była rozproszoną na kilkunastu kawałach rozbitej wyspy, obejmujących zaledwie po parę set mil kwadratowych.

To wszystko co pozostało ze świetnego „klejnotu Oceanu Spokojnego”. Liczba ofiar w ludziach dochodziła kilkuset, a należało jeszcze niebu dziękować, że wody morskie nie pochłonęły całkowicie Cudownej wyspy.

Jeśli jednak ocaleni mieszkańcy znajdowali się w znacznej od lądu odległości, jak dostać się zdołają do niego? Czy nie będą skazani na śmierć głodową? Czy choć jeden świadek przeżyje ciężkie próby bez przykładu dotąd w dziejach żeglugi!

Nie należało jednak rozpaczać; kawały rozszarpanej wyspy unosiły na sobie ludzi energicznych, którzy zrobią wszystko cokolwiek jest możliwe dla ratunku swego i drugich.

W części dotykającej bateryi l’Eperon, gromadzili się komendant Simoe, król i królowa Malekarlii, pułkownik Stewart, kilku oficerów, radcowie miejscy i znaczna liczba mieszkańców wyspy.

Znalazły się tam również rodziny Tankerdon’ów i Coverley’ów, przygnębione odpowiedzialnością ciążącą na ich przedstawicielach, a dotknięte boleśnie zniknięciem Waltera i miss Dyany. Czy zdołali oni schronić się na jakie inne odłamki? Czy ujrzą ich jeszcze kiedy w życiu? Kwartet muzyczny i drogocenne instrumenty ocalały szczęśliwie.

'Propeller Island' by Léon Benett 82

Główny nadzorca Kalikstus Munbar niezachwiany w ufności swojej, nie powątpiewał ani o pomocy dla rozbitków, ani o ratunku Cudownej wyspy; był pewny, że wszyscy połączą się szczęśliwie i naprawią uszkodzoną wyspę. Wszakże pojedyńcze jej części utrzymywały się jeszcze na wodzie! nie godziło się przypuszczać, aby najświetniejsze dzieło architektury marynarskiej, siłą żywiołów zostało zniszczone.

W owej chwili niebezpieczeństwo nie było dla rozbitków groźnem; wszystko co miało uledz zniszczeniu, zapadło się podczas cyklonu, łącznie z Miliard-City. Domy, hotele, gmachy, fabryki, wszelkie cięższe budowle znikły z widowni, lądu; to co uszło zniszczenia, w lepszych teraz znajdowało się warunkach; powierzchnia gruntu podnosiła się stopniowo a fale morza przestały ją zalewać.

'Propeller Island' by Léon Benett 83

O dziewiątej rano komendant Simoe, wszedł w szalupę nadesłaną z Babor-Harbour i popłynął obejrzeć rozbite szczątki wyspy. Przekonał się naocznie, że maszyny dystylarni w Babor-Harbour były najzupełniej zniszczone, ale uratowana cysterna, przy zaprowadzonej oszczędności, mogła przez jakie dwa tygodnie zaopatrywać ludność w wodę. Zapasów żywności w magazynach starczyło na taki sam przeciąg czasu.

Wiadomość ta usuwała chwilowo obawę głodu, ale z drugiej strony komendant z żalem obliczał ile ofiar w ludziach straszliwa noc pochłonęła. Rodziny Tankerdon’ów i Coverley’ów pogrążone były w rozpaczy, nigdzie bowiem nie odnaleziono miss Dyany i Waltera. W chwili katastrofy, młody człowiek z narzeczoną, zemdloną na rękach, biegł ku Tribor-Harbour, a z tej części wyspy nic nie pozostało na powierzchni oceanu.

Noc cała ubiegła w głębokiej ciemności; dalekie już zdały się czasy, kiedy przedmieścia, ulice i gmachy handlowej dzielnicy Miliard-City jaśniały światłem elektrycznem, a księżyce z aluminium, rzucały olśniewający blask na cały obszar wyspy.

Z rozkazu komendanta Simoe uorganizowano straż śledzącą ukazania się jakiego okrętu, tej jednak porze przesilenia dnia z nocą, nawiedzanej zwykle gwałtownemi burzami, rzadko kiedy statek parowy lub żaglowy pojawiał się na niebezpiecznych szlakach morza.

Wbrew jednak słabo żywionym nadziejom w tym względzie, komendant Simoe o 2-ej po południu odebrał raport tej treści:

„W stronie północno-wschodniej ukazał się punkt ruchomy, a lubo kształtów jego trudno dojrzeć, zdaje się niewątpliwem, że to okręt przepływający ocean.”

– Przyjaciele – zawołał po chwili komendant, który poszedł sprawdzić pomyślne doniesienie – nie mylę się, kawał lądu naszej własnej wyspy do nas się zbliża; musi to być Tribor-Harbour, porzednio prądem wody daleko uniesiony. Parę godzin później ów dojrzany przez p. Simoe Tribor-Harbour, w małej tylko od niego znajdował się odległości. Walter Tankerdon i miss Dyana stali wpośrodku płynącej osady. Jakiemiż okrzykami szczerej radości byli powitani!

Od chwili połączenia rozbitków, nadzieja ich ocalenia nabrała większego prawdopodobieństwa. Tribor-Harbour posiadał dostateczną ilość paliwa i miał środki puszczania w ruch maszyn, tym sposobem zdaniem komendanta, mieli szansę dobić szczęśliwie do lądów Nowej Zelandyi. Trudność była tylko w pomieszczeniu tak znacznej liczby ludzi na przestrzeni mającej zaledwie sześć do siedmiu mil kwadratowych.

Nie zostawało jednak długiego czasu do namysłu jeśli rozbitki chcieli uniknąć głodowej śmierci.

– Mamy zresztą na to środek – odezwał się król Malekarlii – trzy większe części rozbitej wyspy naszej połączymy mocnymi łańcuchami, a Tribor-Harbour posiadająca maszyny o sile 5,000,000 koni, niech płynie na czele i holuje inne części jak berlinki ciągnące drugie statki na rzekach, tym sposobem doprowadzi nas do upragnionych wybrzeży Nowej Holandyi.

Nazajutrz o wschodzie słońca czuwające straże straciły z oczu ostatnie szczątki rozbitej Standard-Island.

Żegluga w ciągu 4, 5, 6, 7, 8 odbywała się pomyśnie. Dziewiątego z rana dano sygnał, że ziemię dojrzeć już można skierowane lunety ukazały podróżnym szczyty górzystej Ika Na-Mawi wielkiej, północnej wyspy Nowej Holandyi; po jednej jeszcze dobie wyczekiwania Tribor Harbour dopłynął szczęśliwie do zatoki Ravaraki.

Mieszkańcy Nowej Holandyi przyjęli gościnnie rozbitków, zaopatrując hojnie wszystkie ich potrzeby.

Zaraz po przybyciu do Aucklandu, stolicy Ika-Na-Mawi odbył się ślub Waltera Tankerdon i miss Dyany z okazałością na jaką zdobyć się było można w podobnych okolicznościach.

Po ślubie rodziny Tankerdon’ów i Coverley’ów z innymi mieszkańcami Standard-Island postanowili wrócić do Ameryki, gdzie nie mieliby już potrzeby kłócić się o pierwszeństwo w rządach. Taki sam zamiar powziął Ethel Simoe, pułkownik Stewart ze swymi oficerami, członkowie dyrekcyi obserwatoryum i główny dozorca Munbar, który nie wyrzekł się nadziei zbudowania nowej Cudownej wyspy.

Król i królowa Malekarlii objawiali szczery żal po stracie Standard-Island, gdzie spodziewali się przepędzić spokojnie resztę dni swoich.

Po ceremonii ślubnej w Auckland, Sebastyan Zorn, Yvernes, Francolin, Ponchard, pożegnawszy przyjaciół swoich, a między nimi Atanazego Doremus, wsiedli na statek odpływający do San Diego.

Przybywszy 3-go maja do stolicy Niższej Kalifornii artykułem ogłoszonym w pismach publicznych starali się usprawiedliwić opóźnienie swoje i niestawienie się na słowie przed jedenastu miesiącami. „Bylibyśmy na panów czekali jeszcze lat dwadzieścia” brzmiała uprzejma odpowiedź dyrektora towarzystwa muzycznego w San Diego. Taki był koniec dziejów dziewiątego cudu świata, niezrównanego klejnotu zdobiącego wody Oceanu Spokojnego.

Czy koniec – nie! Ten dziewiąty cud świata będzie kiedyś odbudowany. Tak dowodzi Kalikstus Munbar.


KONIEC
Advertisement