Ogród Petenery
Advertisement

Część pierwsza
Rozdział XIV
Cudowna wyspa • Część druga • Rozdział I • Juliusz Verne Rozdział II
Część pierwsza
Rozdział XIV
Cudowna wyspa
Część druga
Rozdział I
Juliusz Verne
Rozdział II
Uwaga! Tekst wydano w 1895 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

'Propeller Island' by Léon Benett 43


WYSPY COOKA.


Sześć miesięcy minęło już od czasu, gdy Standard-Island opuściwszy port Magdaleny płynie po oceanie od archipelagu do archipelagu, a czas ten urozmaicony widokiem różnych ziem i ludów, wydaje się nazbyt krótkim szczęśliwym jej mieszkańcom.

Zwiedziwszy wyspy Sandwich, Markizy, Pomotu i Towarzyskie, pan Ethel Simoe ma zamiar dopłynąć do ziem Cooka, Samoa, Tanga, Fidżi i Nowych Hebrydów, zanim skieruje się ku powrotnej drodze na północ.

Jeżeli wszyscy mieszkańcy Cudownej wyspy zadowoleni są z takich warunków życia, to czy mógłby się skarżyć na cokolwiek szczęśliwy ze wszech miar Koncertujący Kwartet?

– Powiedzże mi teraz przyjacielu drogi, zagadnął wiolonczelistę poważny Francolin, czy pozbyłeś się już wreszcie uprzedzeń swych do odbywanej podróży.

– Bynajmniej! brzmiała lakoniczna odpowiedź zagadnionego.

– A jednak dość okrągłą będzie fortunka nasza po skończonej kampanii…

– Czy jesteś pewnym, że będziesz ją mógł zabrać.

– Masz-że pod tym względem jaką wątpliwość?

– Naturalnie że mam…

Cóż na to odpowiedzieć upartemu Vaillant, który wie przecie równie dobrze jak Francolin, że wypłacana im regularnie kwartalna pensya, składaną jest za pośrednictwem kursujących parowców w państwowym banku w Nowym-Yorku, na co mają piśmienne dowody. Czyż to nie wystarcza jeszcze i czyliż byt artystów nie jest tym sposobem całkowicie zapewniony?

Jeżeli jednak dokoła Kwartetu jasny horyzont życie się otwiera, nie mniej wypogodziło się niebo nad miliardowem miastem, któremu długi czas groziła burza wewnętrznych rozterek. Przebiegły Kalikstus zaciera z zadowoleniem ręce, mając pewne przeświadczenie, że do szczęśliwej tej zmiany przyczynił się krótki walczyk, jaki przetańczyła miss Dyana z młodym Tankerdonem.

– Czy domysły jego są prawdziwe, przesądzać trudno, to pewna jednak, że z mniejszą niechęcią patrzą obecnie na siebie obie rywalizujące partye; co więcej, w obozie protestanckim nie słychać już nic o dawnych zamiarach wprowadzenia na Standard-Island wzbronionego przemysłu i handlu.

Bądź co bądź w wyższych nawet sferach towarzystwa miejskiego mówią dość często o zaszłych zmianach, komentując je obudzoną wzajemną sympatyą tych dwojga, szczerą przyjaźnią ogółu cieszących się młodych ludzi.

'Propeller Island' by Léon Benett 44

– Czy jednak ciepło ich uczucia zdoła kiedykolwiek stopić lody dzielące ambitnych ich rodziców? pytał Kalikstusa zajmujący się wszystkiem Ponchard.

– Któż zdoła uchylić zasłony nieznanej nam przyszłości, odpowiedział tenże uśmiechając się znacząco.

Tymczasem drobny na pozór wypadek przedstawił dla wyspy pewną rozmaitość i nowy temat ogólnego zajęcia. Oto gdy 25-go listopada straż na wieży obserwatoryum zawiadomiła komandora o ukazaniu się kilku dużych parowców podążających na południo-wschód, tenże w porozumieniu z gubernatorem wyspy rozkazał mieć się w pogotowiu do wywieszenia złocistej flagi Standard-Islandu, oraz dania odpowiedzi na powitalne salwy przybywających.

'Propeller Island' by Léon Benett 45

Badając jednak przez lunety zwolna zbliżające się statki, oficerowie nie widzą żadnych barw u tych ciężkich, dawnej konstrukcyi parowców, jedynie z budowy ich dochodzą do pewności, że jest część eskardry angielskiej, która utrzymuje stałą opiekę nad wyspami zostającemi pod rządem lub tylko protektoratem królestwa Wielkiej Brytanii.

Lecz próżno wszyscy gotowi byli do oddania przyjętych form grzeczności, okręty, chociaż zbliżyły się zaledwie o jakie dwie mile od Standard-Islandu, nie wywiesiły swych barw, ani dały jakikolwiek znak życia, tak zupełnie, jakby dla nich ogrom pływającej wyspy nie istniał wcale.

Ten dowód lekceważenia, albo, jeśli rzecz nazwiemy po imieniu, nienawiści, jaką Anglia stale żywi dla tego „klejnotu Oceanu spokojnego”, oburzył mieszkańców Miliard-City do tego stopnia, że przez dni kilka, tak publiczność jak i miejscowe pisma nie szczędziły słów gorzkiej krytyki dla tej pyszałkowatej pani „tego przewrotnego Albionu”, tej Kartaginy nowych czasów!”

A że nie obraża się na świecie nikogo bezkarnie, przeto uchwalonem zostało, by w żadnym razie nie pozdrawiać odtąd angielskich statków.

– Jak rażącą sprzeczność przedstawiają te okręta w porównaniu z naszą eskadrą w porcie Papeete! – odezwał się oburzony Yvernes.

– Bo istnieje też różnica w narodzie, – potwierdził Francolin, cechą Francuzów jest przedewszystkiem grzeczność i uprzejmość dla każdego.

– Cóż chcecie, moi drodzy, każdy naród, zarówno jak pojedyńczy człowiek, ma swoje charakterystyczne znamiona, rzekł wchodzący właśnie Ponchard, pozwólmy Anglikom zachować je nadal, gdy dotąd, przez długie wieki cywilizacyi nie zdołali ich się pozbyć.

Rankiem dnia 29 listopada straże obserwatoryum sygnalizują ukazanie się wysp Cooka, które leżą między 20º szerokości południowej a 160º długości zachodniej W archipelagu tym wyróżniają się ziemie: Raratonga, Watim, Mittio, Hervea i Palmerstona, najważniejszą jednak, najwięcej zaludnioną i stolicą dla wszystkich jest niezbyt wielka Mangia.

Miejscowa ludność malajska mimo, że przyjmuje chętnie misyonarzy angielskich, stara się zachować swą niezawisłość i mniema, że się jej to całkowicie udaje, dopóki ma swego monarchę. Niestety są to tylko pozory, Anglicy bowiem przez gorliwych swych misyonarzy powolny, lecz coraz większy wpływ rozciągają nad temi lądami, czekając tylko chwili sposobnej, by zająć je pod wyraźny swój protektorat,

Plan podróży wskazuje Cudownej wyspie całe dwa tygodnie spoczynku na tym archipelagu, ku wielkiemu zadowoleniu Poncharda, który spodziewa się znaleść tu wreszcie chociaż jeden okaz człowieka całkiem dzikiego, może jeszcze ludożercę.

'Propeller Island' by Léon Benett 46

Tymczasem, gdy pan Ethel Simoe popłynął do Mangii na odległość jednej mili tylko, w łodzi, która wysunęła się z przeciwległego portu i podążała śmiało do Tribor-Harbour, przybył misyonarz angielski, pełniący na dworze panującego króla, obowiązki ministra, albo raczej wszechwładnego pana, wyzyskującego materyalnie na swą korzyść uciemiężaną i w zupełnej ciemnocie zostającą ludność, trzymaną w karbach posłuszeństwa z pomocą wybranej w pośród krajowców policyi „mitoi” zwanej, przed której potęgą, drżą nawet nieudolni tych wysp królikowie.

Otyła, przysadkowata postać przybyłego jegomości o twarzy pełnej, i chytrym wyrazie w oczach, niczem nie wskazuje człowieka, mającego jakiekolwiek szlachetne instynkta i uczucia.

Na powitanie takiego gościa wyszedł dyżurny oficer.

– W imieniu jego królewskiej mości, a łaskawego mi pana – rzekł przybyły, po ceremonialnej zamianie ukłonów, przybywam z pozdrowieniem dla jego ekscelencyi gubernatora Standard-Islandu.

– Powierzono mi honor przyjęcia takowego, zanim gubernator nasz zdąży powitać osobiście panującego w Mangii monarchę, – odrzekł oficer.

– Jego ekscelencya będzie zawsze mile widzianą, – odpowiedział minister, którego wstrętna fizyonomia, zdaje się być urobioną z chciwości i przebiegłości. Czy stan zdrowotny wyspy jest zadawalniającym? – zapytał po krótkiej przerwie słodkim jakimś głosikiem.

– Jak zwykle i teraz nie przedstawia nic do życzenia.

– Może jednak tyfus, influenza lub ospa.

– Ani nawet epidemiczny katar, panie ministrze, nie trapi zdrową zawsze ludność naszą, – zapewniał wypytywany.

– Więc mieszkańcy Standard-Islandu mają zamiar wylądować…

– Tak jest, chcemy zwiedzić te wyspy podobnie, jak to czyniliśmy w innych ziemiach Oceanu Spokojnego.

– Jego królewska mość, miłościwy pan mój, nie sprzeciwia się temu bynajmniej, jeżeli tylko opłacicie ustanowioną taksę.

– Taksę?… Cóż to znaczy?

– Och drobnostka tylko! dwa piastry[1] od osoby…

– Czy to seryo – zapytał zdumiony oficer, który służąc już dwa lata na Standard-Island dotąd nie słyszał nigdzie o podobnych warunkach.

– Zupełnie seryo, i w braku uiszczenia tej sumy, nie wpuścimy nikogo na naszą wyspę…

Oficer pożegnał sztywnym ukłonem wstrętną postać przybyłego i pośpieszył telefonicznie zakomunikować panu Simoe otrzymaną co dopiero wiadomość.

Niemniej zdziwiony komandor udzielił jej bezzwłocznie gubernatorowi wyspy, który zwołał radę, mającą zadecydować o przyjęciu lub odrzuceniu, nigdzie nie praktykowanych warunków.

Oburzenie na podobny wyzysk, będący powodem tego, wyłącznie dla miliardowego miasta ustanowionego prawa, było tak wielkie, iż uradzono, że Cudowna wyspa nie zatrzyma się, nietylko u brzegów Mangii, ale nawet u żadnej innej ziemi tego archipelagu.

Bezzwłocznie tedy ruszono dalej wśród wielkiej ilości rybackich łodzi najpierwotniejszej budowy, gdyż wyżłobionych tylko w jednym kawale grubego pnia odwiecznych drzew miejscowych, lecz kierowanych przez lud rosły i muskularny, który odważnie puszcza się na głębiny dla połowu wielorybów, dość obfitych w tych stronach oceanu.

Bujną zielenią pokryte wyspy, świadczą zdaleka o urodzajności gruntu, tłómacząc zarazem chciwość zaborczej ręki angielskiej.

Dnia następnego ukazują się w niewielkiej odległości ziemie Raratonga z pasmem gór, porośniętych aż do wyniosłych szczytów gęstą zielenią lasów, po nad któremi widnieje jeszcze olbrzymi wulkan, wyrzucający gęsty dym i parę.

Blisko wybrzeża, w pośrodku wioski, strzelają ku niebu wieżyce pięknej, w stylu gotyckim, świątyni. Jest to kościół protestancki, ognisko misyi angielskich, zkąd rozchodzi się na cały archipelag światło zasad moralności, wraz z potężnym wpływem politycznym.

Chociażby rezydujący tu pastor okazał się mniej chciwym na srebrne piastry, Cyrus Bikerstaff nie zamyśla już wcale zbliżać się do wysp jakichkolwiek, zostających chociażby pod pośrednim wpływem Anglii, a na walnem zgromadzeniu rozbierano tegoż dnia jeszcze kwestyę, zmiany planu podróży dla Standard-Island. Bo czyż nie lepiej i przyjemniej zawinąć do brzegów Nowej-Kaledonii i archipelagu Loyalty, gdzie można się spodziewać od władz francuzkich równie przyjemnego powitania, jak na wyspie Taiti?

Ale kierując się w tamtą stronę oddanoloby się znacznie od Nowych Hebrydów, więc wiadomość ta wywołuje najwyższa zaniepokojenie wśród malajskich rozbitków, i ktoby był posłyszał wtenczas burzącego się kapitana Sorela, mógłby łatwo powziąć pewne podejrzenia, odnośnie do ukrywanych starannie jakichś planów.

Na szczęście jednak dla malajczyków, a na nieszczęście dla Standard-Island, nowe projekta zostały na ogólnem posiedzeniu większością głosów odrzucone, a uchwalono tylko, by owe dwa tygodnie, przeznaczone wyspom Cooka, przepędzić u brzegów Samoa, rozkładających się w północno-zachodnim kierunku.




Przypis

  1. Piastr moneta srebrna, równająca się 10 frankom.
Advertisement