Ogród Petenery
Advertisement
Rozdział VI Straszny wynalazca
Rozdział VII
Juliusz Verne
Rozdział VIII
Uwaga! Tekst wydano w 1922 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

Dwa dni żeglugi.


Być może, że będę zmuszony okolicznościami do wyznania hrabiemu d’Artigas, iż jestem inżynierem Simonem Hart. Kto wie, czy nie będą się z nim bardziej liczyli, niż z dozorcą Gaydonem?… W każdym razie muszę się nad tem zastanowić. Tymczasem nie mogę się pozbyć myśli, że właściciel statku Ebba zawładnął wynalazcą francuskim w celu zapewnienia sobie posiadania fulguratora, za który żadne z państw nie chciało zapłacić żądanej sumy. O ile Tomasz Roch wyda tajemnicę, czy nie lepiej, żebym w dalszym ciągu pełnił przy nim czynność dozorcy, pielęgnując go, jak tego wymaga jego stan? Tak, powinienem wszystko widzieć i słyszeć… kto wie? mogę wreszcie dowiedzieć się tego, czego nie udało mi się dopiąć w Healthful-House!

Teraz jednak najciekawszą jest rzeczą: dokąd zdąża Ebba? i kim jest hrabia d’Arligas?

Na pierwsze pytanie będę mógł zapewne odpowiedzieć za kilka dni, biorąc pod uwagę nadzwyczajną szybkość tego fantastycznego jachtu, wprawionego w ruch mechanizmem, którego tajemnicę muszę zdobyć.

Co do drugiego pytania, wątpię, czy kiedykolwiek nań odpowiem.

Mojem zdaniem zagadkowy ten osobnik musi mieć ważny powód, dla którego ukrywa swe pochodzenie, i obawiam się, że wszelki ślad jego narodowości dawno jest zatarty. Co prawda mówi on biegle po angielsku, o czem mogłem się przekonać podczas jego bytności w pawilonie 17, – ale jego wymowa twarda i wibrująca różni się wielce od mowy ludów północy, zresztą wogóle od jakiejkolwiek mowy, którą dotąd słyszałem podczas swoich podróży na obu półkulach. Może najbardziej zbliża się do swoistego, twardego brzmienia narzeczy malajskich. Istotnie: jego twarz ogorzała, prawie oliwkowa, z odcieniem miedzianym, kędzierzawe włosy, czarne jak heban, oko głęboko osadzone, nieruchoma źrenica, z której tryska żar, wysoka postawa, barczyste plecy, wydatne muskuły, świadczące o sile fizycznej – wszystko to każe przypuszczać, że hrabia d’Artigas należy do jednej z ras dalekiego Wschodu.

Nazwisko i tytuł hrabiego d’Artigas muszą być zmyślone. Pomimo że jego jacht nosi nazwę norweską, hrabia nie jest bynajmniej pochodzenia skandynawskiego. Nie ma żadnej cechy ludów Europy Północnej, ani spokojnego wyrazu twarzy, ani włosów jasnych, ani łagodnego wejrzenia ich bladoniebieskich oczu.

Bądź co bądź, jeżeli człowiek ten porwał Tomasza Roch i mnie wraz z nim, to nie w żadnym szlachetnym celu.

Chciałbym wiedzieć, czy działa na własną rękę, czy też w imieniu jakiegoś obcego państwa?… Czy jest na tyle możny, aby móc korzystać z wynalazku Tomasza Roch?… Jest to trzecie pytanie, na które nie mam odpowiedzi… Wszystko to jest zagadką, którą może będę mógł rozwiązać, przypatrzywszy się bacznie temu, co się tu dziać będzie przed moją ucieczką, o ile stanie się ona możliwą…

Ebba płynie wciąż w warunkach dla mnie niezrozumiałych… Wolno mi swobodnie chodzić po pokładzie, bylebym nie przekroczył wejścia do pomieszczenia załogi.

W istocie, pewnego razu chciałem zbliżyć się do miejsca, w którem tkwi przedni maszt, gdyż stąd, schyliwszy się, mógłbym zobaczyć dziób okrętu, wrzynający się w wodę. Ale, widać na rozkaz dany zgóry, marynarze zabronili mi przejścia, mówiąc twardym angielskim akcentem:

– Cofnij się… cofnij – pan nam przeszkadza w naszych czynnościach.

W jakich czynnościach? Wszak nic nie robią. Może przypuszczają, że chcę zbadać mechanizm wprawiający w ruch statek? Prawdopodobnie. Nawet dozorca szpitalny mógł być zdziwiony, że statek bez rozwiniętych żagli i bez śruby jest w stanie płynąć z taką szybkością. Słowem, dla tej czy dla innej przyczyny zabroniono mi zbliżyć się do przedniej części statku.

Około dziesiątej wiatr dąć zaczyna, wiatr sprzyjający, bo północno-zachodni. Kapitan Spade wydaje odpowiednie rozkazy starszemu z marynarzy, który ze świstawką w ustach każe rozwinąć wszystkie żagle. Sprawniej nie działanoby nawet na statku wojennym.

Ebba nachyla się zlekka ku lewej stronie i szybkość jej zwiększa się znacznie. Motor wszakże nie przestał funkcjonować, żagle bowiem nie podołałyby tej szybkości, mogły tylko pomagać żegludze, dzięki sprzyjającemu powiewowi.

Pogodę mamy piękną, obłoki na zachodniej części nieba znikają, dosięgnąwszy zenitu, morze wspaniale wygląda w promieniach słonecznych.

Staram się, o ile to jest możliwe, obliczyć odległość, jaką przebyliśmy. Podróżowałem na morzu dość często, ażeby zdać sobie sprawę z szybkości statku. Mojem zdaniem Ebba przepływa dziesięć do jedenastu mil na godzinę. Płynie zaś ciągle w jednym kierunku, co łatwo sprawdzić mogę, spojrzawszy na szybkę z kompasem, umieszczoną przed sternikiem. Kilkakrotnie mogłem się przekonać, rzuciwszy okiem na busolę, że wskazówka stoi ciągle na wschodniej stronie, a dokładniej na wschód – południo-wschód.

W takich warunkach płyniemy po części oceanu Atlantyckiego, ograniczonej na zachodzie wybrzeżem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.

Teraz zadaję sobie pytanie, jakie wyspy, czy grupy wysp leżą po drodze do starego kontynentu.

Przez stan Karoliny Północnej przechodzi trzydziesty piąty równoleżnik. Jeżeli przedłużymy go ku wschodowi, powinien, o ile się nie mylę, przechodzić na wysokości Marokka. Ale po drodze spotyka archipelag Azorski o prawie trzy tysiące mil od Ameryki. Otóż, czy można przypuszczać, że Ebba ku niemu zdąża, że zatrzyma się w porcie jednej z wysp, stanowiących własność Portugalii? Nie, wydaje mi się to rzeczą nieprawdopodobną.

Zresztą przed wyspami Azorskiemi, na trzydziestym piątym równoleżniku i w odległości tylko tysiąc dwustu kilometrów leżą wyspy Bermudzkie, należące do Anglji. Sadzę, iż możnaby raczej przypuszczać, że hrabia d’Artigas, o ile działa na korzyść jakiego państwa, czyni to raczej na korzyść Anglji. Co prawda, nie jest przesądzone, że hrabia działa na swoją rękę.

'Facing the Flag' by Léon Benett 18

W ciągu tego dnia hrabia d’Artigas zjawiał się kilkakrotnie na tyle statku. Wydało mi się, że stąd bada różne strony horyzontu. Skoro dostrzega zdaleka żagiel lub dym, wpatruje się w nie długo przy pomocy doskonałej lornetki morskiej. Dodać muszę, iż nie raczył nawet zauważyć mojej obecności na pokładzie.

Od czasu do czasu kapitan Spade zbliża się do niego; zamieniają z sobą słów parę w języku, którego rozpoznać nie mogę.

Najchętniej jednak właściciel statku Ebba przestaje z inżynierem Serkö, z którym zdaje się być w zażyłych stosunkach. Inżynier Serkö jest więcej rozmowny, mniej opryskliwy, mniej zamknięty w sobie od swych towarzyszy. Właściwie co go trzyma na statku?… Czyż byłby on serdecznym przyjacielem hrabiego d’Artigas?… Czy podróżuje z nim wszędzie, dzieląc z nim tę zazdrości godną egzystencję bogatego gentlemana?… W każdym razie jest to jedyny człowiek, który mi okazuje nieco, jeżeli nie sympatji, to zainteresowania.

Tomasza Roch nie widać na pokładzie, musi być zamknięty w swej kajucie. Widać atak nie minął jeszcze.

Istotnie, około trzeciej po południu, hrabia d’Artigas, w chwili, gdy miał schodzić z pokładu, skinął na mnie.

Nie wiem, czego żąda ode mnie, wiem jednak, co mu mam powiedzieć.

– Czy ataki, którym podlega Tomasz Roch, trwają długo? – spytał po angielsku.

– Niekiedy do czterdziestu ośmiu godzin.

– Co należy wtedy stosować?

– Pozostawić go w spokoju, dopóki nie zaśnie. Po nocy przespanej atak mija, i Tomasz Roch wraca do swego zwykłego stanu nieświadomości.

– Dozorco Gaydon, o ile zajdzie potrzeba, będziesz go pielęgnował w dalszym ciągu…

– Pielęgnował?

– Tak… tymczasem na statku, dopóki nie przyjedziemy…

– Dokąd?…

– Tam, gdzie będziemy jutro po południu – odpowiada hrabia d’Artigas.

Jutro… pomyślałem. A zatem niema mowy o Afryce, ani, nawet o wyspach Azorskich?… Czyż więc sprawdziłoby się moje przypuszczenie co do wysp Bermudzkich?

Hrabia d’Artigas miał już schodzić, kiedy zkolei zwróciłem się do niego:

– Panie – rzekłem – muszę wiedzieć, mam prawo wiedzieć, dokąd zdążam i…

– Tu, dozorco Gaydon, nie masz żadnego prawa. Musisz ograniczyć się do odpowiadania, gdy zostaniesz zapytany.

– Protestuję….

– Protestuj – odpowiada mi ten hardy i wyniosły osobnik, obrzucając mnie złem spojrzeniem, poczem schodzi, pozostawiając mnie sam na sam z inżynierem Serkö.

– Na pana miejscu okazałbym więcej rezygnacji, dozorco Gaydon – rzekł, uśmiechając się. – Skoro nas schwyci tryb…

– Można krzyczeć… przypuszczam.

– Poco… jeżeli nikt nie usłyszy…

– Usłyszą mnie później, panie…

– Później… to daleko! Zresztą, krzycz… krzycz dowoli!…

Po tej ironicznej radzie inżynier Serkö pozostawił mnie moim rozmyślaniom.

Około czwartej dają znać o dużym okręcie, płynącym o sześć mil na wschód w przeciwnym do nas kierunku. Kłęby dymu wydobywają się z dwu jego kominów. Jest to statek wojenny, bo wąska wstęga unosi się nad wielkim masztem, a pomimo że żadna flaga nie powiewa na nim, wydaje mi się, że to krążownik marynarki amerykańskiej.

Ciekaw jestem, czy Ebba odda mu zwykły sygnał powitalny.

Nie, statek zawraca w ten sposób, jakby chciał go ominąć.

Nie dziwi mnie to wcale wobec podejrzenia, które wzbudza we mnie ten jacht spacerowy. Zadziwia mnie tylko sposób, w jaki manewruje kapitan Spade.

Zbliżywszy się do windy przedniej, zatrzymuje się przed małym przyrządem sygnalizującym, podobnym do przyrządów wysyłających rozporządzenia do miejsca, gdzie znajdują się maszyny parowca. Skoro tylko nacisnął jeden guzik, Ebba cofa się na południo-wschód, a marynarze rozluźniają liny żagli.

Oczywiście „jakiś”, rozkaz był wydany maszyniście „jakiejś” maszyny, która powoduje ruch statku przy pomocy „jakiegoś” motoru mi nieznanego.

Dzięki temu manewrowaniu Ebba oddala się w kierunku ukośnym od krążownika, który nie zmienia swej drogi. Czyż bowiem statek wojenny mógł był zwracać uwagę na jacht spacerowy, nie budzący żadnego podejrzenia?…

Ale około szóstej na horyzoncie zjawia się drugi okręt. Tym razem zachowanie jachtu jest całkiem inne. Kapitan Spade daje nowy sygnał i Ebbapowraca do swego pierwotnego kierunku na wschód, co zbliża ją do owego okrętu…

W godzinę później obydwa statki znajdują się od siebie w odległości od trzech do czterech mil.

Wiatr ustał zupełnie. Okręt trójmasztowy statek handlowy, zwinął żagle. Ponieważ wiatru w nocy nie będzie, okręt ten znajdzie się jutro na tem samem miejscu. Ebbazaś poruszana tajemniczym motorem, zbliża się doń coraz bardziej.

'Facing the Flag' by Léon Benett 19

Oczywista, że kapitan Spade kazał zwinąć żagle, co też dokonane zostało pod kierunkiem starszego marynarza Effrondata ze sprawnością, jaką podziwać można na jachtach wyścigowych.

O zmroku obydwa statki dzieliła odległość półtorej mili.

Kapitan Spade zbliża się do mnie i niewiele myśląc, każe mi zejść do kajuty.

Zejść muszę, ale nim to nastąpi, szybko obejmuję wzrokiem położenie i dostrzegam, że starszy marynarz nie wydaje rozkazu zapalania latarni sygnałowych, gdy na trójmasztowcu zapalona jest zielona latarnia na prawej stronie pokładu, czerwona zaś na lewej.

Rzecz oczywista, że nasz jacht chce przepłynąć niepostrzeżenie w bliskości statku handlowego… Uważam również, że płynie wciąż, aczkolwiek w zwolnionem tempie, i że od wczoraj Ebbaposunęła się na dwieście mil na wschód.

Wróciłem do swej kajuty z uczuciem pewnego niepokoju. Na stoliku zastałem przygotowany posiłek, jeść jednak nie chcę; kładę się więc, lecz spać nie mogę.

W tym stanie niepokoju przetrwałem dwie godziny. Cisza panuje zupełna. Słychać tylko drganie statku i pluskanie wody, a od czasu do czasu lekkie wstrząśnienie, spowodowane ruchem jachtu po spokojnej powierzchni wód.

Nie mogę odzyskać spokoju. Wszystko, co przeżyłem przez te dwa dni, żywo stoi mli przed oczyma. Jutro po południu wylądujemy… Jutro mam powrócić do swych dawnych zajęć przy Tomaszu Roch, „o ile zajdzie tego potrzeba”, jak powiedział hrabia d’Artigas.

Gdy mnie zamknięto pierwszym razem na spodzie okrętu, odczułem, ze jacht przepływa przez Pamplico-Sound; obecnie – a musi być około dziesiątej – czuję, że się zatrzymał.

Co znaczy to zatrzymanie się?… kiedy kazano mi zejść z pokładu, nie widać było żadnego wybrzeża. W tym kierunku mapy wskazują tylko wyspy Bermudzkie, a o zmroku musiały być one odległe jeszcze o pięćdziesiąt do sześćdziesięciu mil.

Zresztą statek nietylko się zatrzymał, lecz jest jak gdyby unieruchomiony. Daje się odczuwać zaledwie lekkie kołysanie, niezmiernie łagodne i równe. Morze spokojne. Ani śladu powiewu na powierzchni wody.

Myśl moja zwraca się obecnie do okrętu handlowego, który stał na półtorej mili od naszego statku, gdy opuszczałem pokład. Jeżeli jacht nie zmienił kierunku, powinien już być od niego co najwyżej na paręset sążni, bo nie przypuszczam, ażeby popłynął na zachód wobec tej nieprzerwanej ciszy. Zapewne mógłbym go zobaczyć przez moje okienko, gdyby noc była jasna.

Nagle przychodzi mi do głowy, że może nastręcza się sposobność do ucieczki. Dlaczego nie miałbym uciec, skoro nie mam nadziej odzyskania wolności?… Co prawda nie umiem pływać, ale wskoczywszy do morza z jednym z pasów ratunkowych statku, popłynę w stronę okrętu, o ile marynarze mnie dojrzą…

Przedewszystkiem muszę wyjść z kajuty i dostać się na pokład… Nie słyszę najmniejszego ruchu ani w pomieszczeniu załogi, ani na pokładzie. Marynarze śpią zapewne o tej godzinie… Spróbujmy…

Zbliżam się do drzwi… są zamknięte z zewnątrz… to było do przewidzenia…

Zamiar mój spełzł na niczem… co prawda niewiele przemawiało za nim…

Gdybym mógł zasnąć… byłoby to może najlepsze… Niezmiernie jestem zmęczony, nietyle fizycznie, co moralnie… Ta ciągła wałka najsprzeczniejszych myśli, ten ciągły niepokój i nieświadomość położenia wyczerpały mnie… gdybym mógł zasnąć…

Sen przyjść musiał, skoro budzi mnie jakiś hałas.,. i to niezwykły hałas na tym jachcie.

Przez okienko widzę, że świtać zaczyna… zegarek wskazuje pół do piątej.

Ciekaw jestem, czy Ebba płynie…

Nie. nie pobudza jej do ruchu ani żagiel, ani osobliwy motor. Odczułbym pewne, niezawodne wstrząśnienia. Morze jest równie spokojne przy wschodzie, jak było przy zachodzie słońca. Jeżeli Ebba płynęła podczas mojego snu, to obecnie na pewno jest nieruchoma.

Hałas, o którym wspominam, jest wywołany odgłosem kroków ludzkich. Wydaje się, jak gdyby ci ludzie nieśli ciężary i to znaczne. Równocześnie dochodzą mnie głosy ze spodu okrętu z pod mojej kajuty. Stwierdzam również pewne tarcia wzdłuż boków staku. Czyż łodzie do niego przylegają?… Może marynarze wnoszą lub znoszą towary…

A jednak niepodobieństwo, żebyśmy byli u celu naszej podróży. Hrabia d’Artigas mówił, że nie staniemy na miejscu przed dwudziestu czterema godzinami. Otóż, powtarzam, jacht był wczoraj wieczorem oddalony od wysp Bermudzkich, to jest najbliższego wybrzeża, na pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt mil. Za wielka zaś dzieli go odległość od wybrzeża amerykańskiego, ażeby można było przypuścić, że się doń zbliżył. Zresztą zdaje mi się, że jacht nie płynął podczas nocy. Zanim zasnąłem, był nieruchomy i teraz stwierdzam to samo.

Czekać zatem będę, aż mi będzie wolno powrócić na pokład. Nie przypuszczam, żeby mieli mnie trzymać w zamknięciu dzień cały.

Godzina upływa. Światło dzienne przedostaje się przez okienko… Lekka mgła zasnuwa ocean, ale zniknie niebawem pod działaniem promieni słonecznych.

Wzrok mój sięgnąć jest w stanie na odległość pół mili, jeżeli więc nie dojrzę okrętu, to znaczy, że znajduje się on po lewej stronie jachtu.

Słyszę zgrzyt klucza w zamku. Otwieram drzwi, wchodzę na żelazną drabinę, a stąd na pokład, gdzie właśnie marynarze zamykają wejście do przedniej części statku.

Szukam hrabiego d’Artigas… nie widzę go nigdzie.

Kapitan Spade i inżynier Serkö pilnują umocowania kilku pak, które zapewne przenieśli ze spodu okrętu na tył statku. Tylko w ten sposób mogę sobie wytłumaczyć hałas, który mnie przebudził… To przenoszenie towarów świadczy o zbliżaniu się naszem do celu…

Jesteśmy już w bliskości portu; być może za kilka godzin jacht dopłynie do wybrzeża…

A co się stało z żaglowcem, stojącym po lewej stronie naszego statku?… Nie mógł popłynąć, ponieważ wiatr nie dmie od wczoraj. Spoglądam w tym kierunku.

Żaglowiec znikł, morze jest puste, żadnego okrętu nie widać na horyzoncie ani w północnej, ani w południowej stronie.

Zastanowiwszy się nad tem wszystkiem, doszedłem do wniosku jedynego, który przyjąć mogłem, i to z zastrzeżeniem: mianowicie, że Ebbamusiała jednak płynąć, podczas gdy spałem, żaglowiec zatem został wtyle i dlatego dostrzec go nie mogłem.

Tak czy inaczej, nie zapytam o to ani kapitana Spade, ani inżyniera Serkö; nie zaszczyciliby mnie odpowiedzią.

W tej chwili zresztą kapitan zdąża do aparatu sygnalizującego i naciska guzik. wierzchniej części, równocześnie Ebba przechyla się dość znacznie naprzód, poczem ze zwiniętemi wciąż żaglami zaczyna płynąć z niezmierną szybkością na wschód.

Po upływie dwu godzin hrabia d’Artigas zjawia się u wejścia przy rudlu i zdąża do swego zwykłego miejsca na tylnej wyniosłości okrętu. Kapitan Spade i inżynier Serkö natychmiast zbliżają się do niego i zamieniają z nim słów kilka.

Wszyscy trzej nastawiają morskie lunety i wpatrują się w horyzont od południo-wschodu do północo-wschodu.

Dziwić się nie można, że i ja wpatruję się bacznie w tę stronę horyzontu, lecz bezowocnie, nie mam bowiem lunety.

Po spożyciu południowego posiłku wróciliśmy na pokład, wszyscy z wyjątkiem Tomasza Roch, który pozostał w kajucie.

'Facing the Flag' by Léon Benett 20

O pół do drugiej marynarz sygnalizuje z bocianiego gniazda, że zbliżamy się do lądu. Ponieważ Ebba płynie z nadzwyczajną szybkością, niebawem ujrzę wybrzeże.

Istotnie po upływie dwu godzin mglisty zarys wyłania się na odległości ośmiu mil. W miarę zbliżania się jachtu staje się on wypuklejszy, przybiera kształty góry lub co najmniej płaszczyzny dość wyniosłej. Ze szczytu wydobywa się pióropusz mknący ku niebu.

Wulkan w tych okolicach?… Byłżeby to…

Advertisement