Ogród Petenery
Advertisement

Straszny wynalazca • Rozdział I • Juliusz Verne Rozdział II
Straszny wynalazca
Rozdział I
Juliusz Verne
Rozdział II
Uwaga! Tekst wydano w 1922 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

'Facing the Flag' by Léon Benett 03


Healthful-House.


Piętnastego czerwca 189… dyrektorowi zakładu Healthful-House wręczono bilet wizytowy, na którym widniał prosty napis bez herbu i korony:

Hrabia d’Artigas.

Pod nazwiskiem w rogu biletu skreślono ołówkiem następujący adres: „Na statku Ebba, w porcie New Berne, Pamplico-Sound”.

Stolicą Północnej Karoliny, jednym z ówczesnych czterdziestu czterech Stanów Zjednoczonych, jest dość znaczne miasto Raleigh położone o jakie sto pięćdziesiąt mil od wybrzeża. Dzięki swemu dośrodkowemu położeniu gród ten stał się siedzibą sądownictwa, pomimo że inne miasta, jak Wilmington, Charlotte, Fayette-ville, Edengton, Washington, Salisbury, Tarboro, Halifax, New Berne nie ustępują mu, a nawet przewyższają je pod względem rozwoju przemysłu i handlu. Wymienione New Berne wznosi się nad ujściem Neuze-river, która wpada do Pamplico-Sound, rodzaju obszernego morskiego jeziora, utworzonego przez naturalną tamę z wysp i wysepek wybrzeża karolińskiego.

Dyrektor Healthful-House’u nie byłby się nigdy domyślił znaczenia tego biletu, gdyby nie dołączona doń kartka, w której hrabia d’Artigas prosi go o pozwolenie zwiedzenia zakładu. Nie wątpiąc zaś, że dyrektor przychyli się do jego prośby, hrabia oznajmiał. iż zjawi się po południu z kapitanem Spade, komendantem statku Ebba.

Chęć zwiedzenia domu zdrowia, tak wówczas słynnego i tak poszukiwanego przez bogatych chorych Stanów Zjednoczonych, nie mogła wydawać się osobliwą ze strony tego cudzoziemca. Wszak niejeden go zwiedzał i nie o tak wybitnem nazwisku jak hrabia d’Artigas, a nikt nie szczędził pochwał dyrektorowi Healthful-House’u. Nic więc dziwnego że dyrektor odpowiedział przychylnie, dodając, że będzie dla niego zaszczytem móc otworzyć podwoje swego zakładu przed hrabią d’Artigas. Healthful-House, wzorowo postawiony pod względem usługi i doboru pierwszorzędnych sił lekarskich, był instytucją prywatną. A ponieważ podlegał równocześnie kontroli państwa, przeto łączył wszelkie warunki komfortu z gwarancją zdrowotności, jedne i druga wymagane przez bogatych pacjentów.

'Facing the Flag' by Léon Benett 05

Miejsce, w którem ten dom był położony, wybrane było wyjątkowo szczęśliwie. Za pagórkiem ciągnął się park, obejmujący dwieście akrów, pełen najrzadszych roślin, w które obfituje Ameryka Północna na szerokości geograficznej grupy wysp Kanaryjskich i Madery. Za dolną granicą park, znajdowało się ujście rzeki Neuze, stale odświeżane przez powiewy z jeziora Pamplico-Sound i wiatry morskie, przedostające się z oceanu ponad wątłą tamę wybrzeża.

Healthful-House, gdzie bogaci chorzy pielęgnowani byli w doskonałych warunkach higjenicznych, było głównie przeznaczone dla pacjentów, dotkniętych chorobami chronicznemi; zarząd jednak nie odmawiał przyjmowania chorych umysłowo, o ile nie byli nieuleczalni.

Otóż właśnie w chwili gdy rozpoczynamy nasze opowiadanie, pewna bardzo rozgłośna osobistość przebywała w nim od ośmnastu miesięcy pod ścisłą obserwacją.

'Facing the Flag' by Léon Benett 04

Osobistością tą był niejaki Tomasz Roch, Francuz, lat czterdziestu pięciu. Nie ulegało to żadnej wątpliwości, że był umysłowo chory. Wszelako dotychczas psychjatrzy nie zauważyli ostatecznego zaniku władz umysłowych. Pomimo że w najprostszych stosunkach życiowych zdradzał pewien brak zdrowego poglądu na rzeczy, niemniej jednak umysł jego ukazywał się w całej pełni żywotności, o ile w grę wchodził jego genjusz, któż zaś nie wie, że często genjusz i obłęd z sobą graniczą! Co prawda jego władze wzruszeniowe były głęboko naruszone. Brak w nich było równo wagi i ciągłości. Nic nie pamiętał, nie mógł skupić uwagi, nie zdawał sobie sprawy z niczego, i żadnego sądu wydać nie mógł. Słowem, ów Tomasz Roch był istotą pozbawioną zdrowego rozsądku, niezdolną do wystarczania sobie, a nawet pozbawioną tego przyrodzonego instynktu, którym obdarzone są zwierzęta, czyli instynktu zachowawczego; nie pozostawało więc nic innego, nad zajęcie się nim jak dzieckiem, którego z oczu spuścić nie można. To też dozorca pilnował go dniem i nocą w pawilonie 17, umieszczonym w dolnej części parku.

Na zwykły obłęd, o ile nie jest nieuleczalny, wpłynąć można tylko oddziaływaniem psychicznem. Medycyna i terapja są bezsilne, co już dawno stwierdzili specjaliści. Ale czy oddziaływanie psychiczne dałoby się zastosować do Tomasza Roch? Zwątpić było można o tem nawet w tym spokojnym, zdrowotnym Healthful-House. Objawy niepokoju, zmienności usposobienia, drażliwości, dziwactwa, wstręt do wszelkiego poważniejszego zajęcia lub przyjemności nie zmniejszały się wcale. Lekarze przestali się łudzić, gdyż żadne środki lecznicze nie skutkowały.

Słusznie zauważono, że obłęd jest wypływem nadmiaru indywidualności, to jest stanem, w którym dusza pochłonięta pracą wewnętrzną, poddaje się zbyt mało wrażeniom zewnętrznym. U Tomasza Roch obojętność ta stała się prawie zupełna. Żył tylko życiem wewnętrznem trapiony jakąś myślą nieodstępną, która doprowadziła go do obecnego stanu. Trudno było przypuszczać, ażeby wstrząśnienie silne lub jaka inna okoliczność zdolne były go wyprowadzić z tego odrętwienia, nie było to jednak wykluczone.

Ale przedewszystkiem musimy wyjaśnić, w jakich okolicznościach ten Francuz opuścił ojczyznę i udał się do Stanów Zjednoczonych i dlaczego rząd amerykański uważał za wskazane, a nawet konieczne, zamknąć go w domu zdrowia, gdzie najskrupulatniej zapisywać miano to, co nieświadomie wypowiadał podczas nawiedzających go ataków.

Przed ośmnastu miesiącami Tomasz Roch zwrócił się do ministra marynarki w Waszyngtonie z podaniem. o uzyskanie posłuchania w sprawie pewnego wynalazku.

Po przeczytaniu nazwiska podawcy minister wiedział już, o jaki chodzi wynalazek i jakie stąd wynikną żądania, nie zawahał się jednakże natychmiast odpowiedzieć przychylnie prośbie jego.

Istotnie, rozgłos Tomasza Roch był tak wielki, iż minister, dbając o interesy swego państwa, nie mógł mu odmówić posłuchania i zlekceważyć sprawy, którą wynalazca przedstawić chciał osobiście.

Tomasz Roch bowiem był wynalazcą, genjalnym wynalazcą. Niejeden ważny wynalazek rzucił światło na tę osobistość, samą przez się dość wybitną. Dzięki niemu pewne zagadnienia z dziedziny ściśle teoretycznej znalazły praktyczne zastosowanie. Nauka zawdzięczała mu wiele, nic więc dziwnego, że zajmował niepoślednie stanowisko w świecie naukowym. A jednak nie oszczędziło mu to zawodów, przykrości, rozczarowań, a nawet zniewag od dowcipnisiów prasowych, które doprowadziły go wkońcu do obłędu i przymusowego pobytu w Healthful-House.

Ostatni jego wynalazek z dziedziny techniki wojennej nosił nazwę fulguratora Roch. Przyrząd ten według zapewnień wynalazcy miał tak znacznie przewyższać wszelkie inne znane dotychczas, że państwo, w którego po siadaniu znalazłby się. osiągnęłoby zupełną przewagę na lądzie i morzu.

Wiadomo zbyt dobrze, na jakie trudności narażają się wynalazcy, szczególniej zaś ci z nich, którzy mają do czynienia z ministerjalnemi komisjami. Możnaby przytoczyć niejeden taki wypadek i to nie byle jaki. Lepiej jednakże zachować dyskrecję wobec ciemnego nieraz ich podłoża. Wszelako, co się tyczy Tomasza Roch, trudno nie przyznać, iż jak większa część jego poprzedników stawiał wymagania zbyt wygórowane, cenił tak nieprzystępnie wartość swego nowego przyrządu, że prawie niepodobieństwem było porozumieć się z nim.

Na jego usprawiedliwienie dodać należy, że wyzyskiwano z niesłychaną czelnością jego poprzednie wynalazki. Nie mogąc ciągnąć z nich zupełnie uprawnionych zresztą zysków, zaczął się buntować. Stał się nieufny, podejrzliwy, narzucał warunki nie do przyjęcia wymagając, aby wierzono mu ślepo, słowem, żądał sumy tak znacznej, wypłacalnej zgóry, że wszelkie porozumienie z nim było nie możliwe.

Najpierw Tomasz Roch zwrócił się ze swym wynalazkiem do Francji, oddając go do rozpatrzenia odpowiedniej komisji. Fulgurator Roch przedstawiał rodzaj samoporuszającego się pocisku, o konstrukcji swoistej, zaopatrzonego w wybuchowe materje nowego gatunku i działającego tylko pod wpływem również swoistego zapalnika.

Pocisk ten, w jakikolwiek bądź sposób wyrzucony, wybuchając nawet w odległości kilkuset metrów od celu, wywierał tak wielkie działanie na warstwy atmosferyczne, iż wszelka budowla albo okręt wojenny ulegał zniszczeniu w promieniu dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych. Pneumatyczne działo Żalińskiego, wówczas już w użyciu, przedstawiało pocisk tego samego rodzaju, ale z siłą co najmniej stokroć zmniejszoną.

Wynalazek zatem Tomasza Roch zapewniał zwycięstwo, czy to w wypadku ofensywy, czy defensywy, państwu, które go posiądzie. Któż jednak mógł zaręczyć, że wynalazca nie przesadza jego doniosłości, pomimo że próby z podobnego rodzaju pociskami, wypadły pomyślnie? Należało wypróbować sam wynalazek, a na to Tomasz Roch zgodzić się nie chciał inaczej, jak po otrzymaniu żądanych miljonów.

Świadczyło to o pewnem naruszeniu władz umysłowych wynalazcy. Można się było obawiać, że ten brak równowagi myślowej zakończy się ostatecznym obłędem. To też żadne państwo nie mogło przyjąć jego warunków. Komisja francuska przerwała wszelkie rokowania, a nawet dzienniki skrajnej opozycji przyznały, że sprawa ta musi upaść. Tak więc warunki Tomasza Roch odrzucone zostały bez obawy, ażeby inne państwa mogły je przyjąć.

Nic dziwnego, że Tomasz Roch, zadraśnięty w swej miłości własnej i tak zbyt wygórowanej, zatracił powoli wszelkie uczucia patrjotyczne. Trzeba przypomnieć, ku chwale natury ludzkiej, że już wtedy był on prawie niepoczytalny, odzyskując równowagę wyłącznie w dziedzinie swego wynalazku. Tu genjusz jego objawiał się w całej pełni. Ale wobec najprostszych zdarzeń życiowych zachowywał się on jak moralnie przygnębiony; z dnia na dzień przygnębienie jego potęgując się, czyniło go nieodpowiedzialnym za czyny.

Odmówiono przeto Tomaszowi Roch. Nie pomyślano jednak, że zwrócić mógł się gdzie indziej ze swym wynalazkiem. Był to wielki błąd.

Wkrótce bowiem, pod wpływem wzrastającego rozdrażnienia, uczucia patrjotyczne, tak swoiste każdemu obywatelowi, każdy obywatel bowiem należy wpierw do swego kraju, zanim sobą rozporządzać zacznie, zagasły w zawiedzionym wynalazcy. Zwrócił się do innych państw, zapomniał o nie dającej się zapomnieć przeszłości i zaproponował swój wynalazek Niemcom.

Lecz rząd niemiecki, dowiedziawszy się o wygórowanych warunkach Tomasza Roch, odmówił wszelkiego z nim zetknięcia. Ponieważ ministerjum wojny zajęte było opracowywaniem nowego typu pocisku, więc zlekceważyło wynalazek francuski.

Wtedy gniew Tomasza Roch przeszedł w nienawiść, żywiołową nienawiść dla całej ludzkości, szczególniej gdy jego zabiegi przy admiralicji Wielkiej Brytanji spełzły na niczem. Anglicy, jako ludzie praktyczni, nie od mówili mu wręcz, przeciwnie badali go i starali się ująć. Ale Tomasz Roch o niczem nie chciał słyszeć, dowodząc, że jego tajemnica warta jest miljony i że tylko za miljony ją sprzeda. Admiralicja była zmuszona z nim zerwać.

Przynaglony temi okolicznościami, z coraz większym brakiem równowagi umysłowej, wynalazca udał się do Ameryki na ośmnaście miesięcy prawie przed rozpoczęciem wypadków przez nas opisanych.

Amerykanie, bardziej praktyczni od Anglików, nie targowali się o cenę fulguratora Roch, którego oceniali niezwykłą doniosłość, a licząc się ze sławą chemika francuskiego i uważając go za człowieka genjalnego, dotkniętego chwilowo obłędem, otoczyli go odpowiednią opieką z zamiarem wynagrodzenia go odpowiednio w przyszłości.

Ponieważ zaś Tomasz Roch coraz widoczniej stawał się niepoczytalnym, władze zdecydowały w interesie samego wynalazku powierzyć go opiece lekarskiej.

Jak już wiadomo, nie oddano go do żadnego przytułku dla obłąkanych, lecz do zakładu Healthful-House, który przedstawiał wszystkie warunki skutecznego leczenia jego choroby. A jednakże, pomimo najusilniejszych starań, cel dotychczas nie został osiągnięty.

Musimy jeszcze raz zaznaczyć i to z całym naciskiem, że Tomasz Roch pomimo swej niepoczytalności odzyskiwał pełnię władz umysłowych, skoro rozmawiano z nim o wynalazku. Ożywiał się, mówił z pewnością człowieka, którego autorytet imponuje. Z całym zapałem i wymową wyszczególniał zalety swego fulguratora, mówił o skutkach jego działania. Ale nic więcej. Nie wspominał nigdy o istocie materjału wybuchowego, ani o zapalniku, ani o jego składnikach, ani o sposobie jego wytwarzania. W tym względzie milczał uparcie. Raz czy dwa razy, gdy się zapalił nie zwykle, łudzono się, że odkryje swą tajemnicę; przedsięwzięto wszelkie środki ostrożności… Napróżno. Jeżeli zatracił swój własny instynkt zachowawczy, to gorliwie strzegł zachowania swej tajemnicy.

Pawilon 17 parku Healthful-House znajdował się w otoczonym żywopłotem ogrodzie, w którym Tomasz Roch używać mógł przechadzki pod opieką dozorcy. Dozorca ten spał z nim w jednym pokoju, obserwował go dniem i nocą, nie opuszczając ani na godzinę. Przysłuchiwał się bacznie jego słowom podczas halucynacyj, które go nawiedzały w międzyczasie między czuwaniem i snem, przysłuchiwał się nawet snom jego.

Dozorca nazywał się Gaydon. Wkrótce po zamknięciu Tomasza Roch, dowiedziawszy się, że poszukują dla niego dozorcy, mówiącego biegle po francusku, zgłosił się do Healthful-House i został przyjęty na to stanowisko.

W rzeczywistości, zaś ten domniemany Gaydon, nazywał się Simon Hart i był francuskim inżynierem, wieloletnim współpracownikiem towarzystwa wyrobów chemicznych w New-Jersey. Simon Hart, lat czterdziestu, o czole szerokiem, z wybitną na niem zmarszczką badacza, wyrażał całą swą postawą i ruchami energię połączoną z uporem. Bardzo biegły w sprawach ulepszeń broni współczesnej, mogących wpłynąć na zmianę jej wartości, był on powiadomiony o wszystkiem, co miało styczność z różnego gatunku materjałami wybuchowemi, których było wtedy przeszło tysiąc sto, to też on więcej niż ktokolwiek był w stanie ocenić wartość człowieka tej miary, co Tomasz Roch. Nie wątpił ani chwili, że jego fulgurator jest zdolny wywołać zupełny przewrót w prowadzeniu wojny na lądzie i morzu, czy to w razie ofensywy, czy też defensywy. Wiedział, że Tomasz Roch pomimo swego obłędu pozostał człowiekiem nauki, którego umysł, częściowo dotknięty chorobą, zachował całą jasność i ogień genjuszu. Obawiał się przeto, że, o ile przypadkiem tajemnica zostanie odkrytą, korzystać z niej będzie nie Francja, ale inny kraj. To go skłoniło do pełnienia urzędu dozorcy przy Tomaszu Roch; podał się więc za Amerykanina, władającego dobrze językiem francuskim, a pod pozorem powrotu do Europy zgłosił swą dymisję i zmienił nazwisko. Słowem, korzystając z nadarzającej się sposobności, przybył do Healthful-House i od piętnastu miesięcy odgrywał rolę dozorcy przy chorym wynalazcy.

Postanowienie to świadczyło o jego rzadkiem poświęceniu, o szlachetnym patrjotyzmie, czynność bowiem, na którą skazał się dobrowolnie, była nader ciężką dla człowieka tak jak on wychowanego i na takiem jak on stanowisku. Spieszymy jednak dodać, że Simon Hart nie myślał wcale wkraczać w prawa wynalazku Tomasza Roch i w razie odkrycia tajemnicy wynalazca miałby zapewnione należne mu prawa.

'Facing the Flag' by Léon Benett 06

Otóż, od piętnastu miesięcy Simon Hart, a raczej Gaydon napróżno śledził, pytał, badał powierzonego mu chorego. Nie wpłynęło to bynajmniej na jego pogląd o doniosłości wynalazku. Obawiał się jedynie, ażeby ten częściowy obłęd nie zamienił się w obłęd ostateczny, lub, ażeby jaki nieprzewidziany wypadek nie zniweczył wraz z nim jego tajemnicy.

Tak więc Simon Hart trwał na swem stanowisku wytrwale, oddany cały sprawie swego kraju.

Tomasz Roch pomimo różnych przejść i zawodów nie nadwerężył swego zdrowia. Podniecenie nerwowe przyczyniło się wielce do zwalczania tych ujemnych wpływów. Był wzrostu średniego, głowę miał niezwykłej objętości, czoło otwarte, czaszkę wielką, włosy siwiejące, spojrzenie błędne czasami, lecz żywe, stanowcze, rozkazujące pod wpływem genjalnej myśli, wąsy pełne, nos o ruchliwych nozdrzach, ustach z zaciśniętemi wargami, jak gdyby w obawie niezdradzenia tajemnicy, wyraz twarzy zamyślony i postawę świadczącą o przebytych walkach i gotowości do przeciwstawienia się nowym – takim był wizerunek Tomasza Roch wynalazcy, zamkniętego w pawilonie Healthful-House’u może nieświadomego swego więzienia i pozostającego pod opieką inżyniera Simona Hart, pod przybranem nazwiskiem dozorcy Gaydona.

Advertisement