Ogród Petenery
Advertisement

Rozdział XI Cezar Kaskabel • Tom II. Rozdział XII. • Juliusz Verne Rozdział XIII
Rozdział XI Cezar Kaskabel
Tom II. Rozdział XII.
Juliusz Verne
Rozdział XIII
Uwaga! Tekst wydano w 1910 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!

Koniec podróży, który nie jest końcem.


A zatem taki przebrzydły spisek uknuto przeciw hrabiemu Narkinowi i rodzinie Kaskabelów! I to w takiej chwili, kiedy po tylu trudach i niebezpieczeństwach podróż ku tak pomyślnemu mogła zbliżyć się zakończeniu! Za dwa lub trzy dni łańcuch Uralu pozostawi się w tyle a po przebyciu jeszcze 300 mil drogi w kierunku południowo zachodnim dostać się mieli do Permu.

Czytelnicy pamiętają, że Cezar Kaskabel postanowił zabawić przez czas niejaki w owem mieście tak, aby pan Sergiusz mógł łatwo każdej nocy udawać się do Walskiej bez narażania się. Potem zaś, odpowiednio do okoliczności, hrabia albo pozostanie w zamku swych przodków albo z nim uda się do Niżnego Nowogrodu, a może i do Francyi.

Tak postanowiono. Ale jeżeliby pan Sergiusz nie wyjechał z Permu, to trzeba też była pożegnać się z Kajetą, która oczywiście z nim pozostanie!

Otóż to właśnie ciągle sobie Jan powtarzał, to nie dawało mu spokoju, to serce mu rozdzierało. A smutek Jana, tak szczery, tak głęboki, podzielali jego rodzice, brat jego i siostra. Żadne z nich nie mogło oswoić się z myślą pożegnania się z Kajetą na zawsze!

Owego poranku Jan więcej zasmucony niż zazwyczaj, zbliżył się do młodej dziewczyny i zauważywszy bladość jej twarzy i zaczerwienienie oczu z powodu, że nie spała:

– Kajetko? – zapytał się. – Co się stało?

– Nic mi się nie stało, Janie!

– Coś jednak się stało! Jesteś chorą! Nie spałaś. Ależ naprawdę wygląda, jakobyś płakał!

– To burza ubiegłej nocy. Nie mogłam oczu zamknąć przez noc całą.

– Znużyła cię długa ta podróż, nieprawdaż?

– Nie, wcale nie, Janie. Jestem silną. Czyż nie byłam przyzwyczajoną do trudów wszelkiego rodzaju? To przejdzie wkrótce.

– A więc co ci jest, Kajeto. Proszę cię, powiedz mi!

– Doprawdy, że nic mi nie jest, Janie

Jan też dalej nie nalegał.

Widząc biednego młodzieńca tak zaniepokojonego, Kajeta o mało mu wszystkiego nie wyznała. Tak przykro jej było mieć przed nim tajemnicę! Ale znając jego uczciwość, obawiała się, że może nie będzie mógł się powstrzymać w obec Kirszewa i Ortika. Oburzenie jego możeby go opanowało, a każdy krok nierozważny zagrażać mógł życiu hrabiego Narkian; Kajeta przeto zachowała milczenie.

Po długiej rozwadze, postanowiła powiedzieć p. Kaskabelowi o wszystkiem, co słyszała. Nim znajdzie sposobność do znalezienia się z nim sam na sam i w czasie przebywania Uralu trudną to będzie rzeczą, gdyż chodziło o to, ażeby obaj marynarze niczego się nie domyślili.

Było jednak jeszcze czasu dosyć, gdyż zbrodniarze postanowili nie zrobić żadnego kroku, dopóki wszyscy nie przybędą do Permu.

Dopóki p. Kaskabel i jego ludzie nie zmienią swego zachowania się w obec marynarzy, ci nic podejrzewać nie będą, a należy dodać, że pan Sergiusz, dowiedziawszy się, że Ortik i Kirszew zamierzają pozostać z trupą aż do czasu przybycia do Permu, już wyraził swe zadowolenie z tego.

O godzinie 6 rano dnia 7 lipca, „Piękny Wędrowiec” puścił się w dalszą drogę. Godzinę później znaleźli się u pierwszych źródeł rzeki Peczory, od której wąwóz ma nazwę. Poza grzbietami gór, rzeka ta staje się jedną z najważniejszych w północnej Rosyi, a przebywszy drogę 1350 kilometrów, wpada do Morza Lodowatego Północnego.

Na tej wysokości wąwozu, Peczora była tylko strumykiem, płynącym urwistem i krętem łożyskiem u stóp lasów jodłowych i świerkowych. Lewy brzeg jego przedstawiał bezpieczną drogę aż do ujścia wąwozu, a przy należytej ostrożności w miejscach więcej spadzistych, zstępowanie szybko mogło się odbywać.

W ciągu dnia tego Kajeta nie mogła znaleźć odpowiedniej sposobności do rozmówienia się z p. Kaskabelem. Nie uszło też jej uwagi, że ustały tajemne szepty obu Rosyan, ustało też usuwanie się w czasach przystanku: wszystko to im nie było więcej potrzebne. Wspólnicy ich niezawodnie udali się naprzód, a przed dostaniem się do Permu marynarze nie oczekiwali spotkania się z nimi.

Następnego dnia zdołano wiele dokonać. Wąwóz był szerszy i dla wozu lepszą była droga. Można było słyszeć Peczorę, głęboko ściśniętą między brzegami, z szumem przetaczającą się po skalistem łożysku. Skoro wąwóz mniej dziki zaczął mieć pozór, częściej też można było kogoś w nim napotkać. Spotykano teraz kupców z tłómokami na plecach i laskami o żelaznych końcach w ręku, wędrujących z Europy do Azyi. Gromady górników, idących z kopalń lub do nich, niekiedy wdawały się w rozmowy z podróżnymi. Niedaleko też już musiały być małe osady lub wioski. Na południe wznosiły się w tej części Uralu szczyty Deneżkina i Konczakowa.

Po nocnym odpoczynku, mała karawana dostała się około południa do ostatniej kończyny wąwozu Peczory. Nakoniec tedy przekroczyła wszerz cały łańcuch i stanęła na ziemi europejskiej.

Jeszcze 350 wiorst, a Perm ujrzy w swych murach „o jeden dom i jednę rodzinę więcej”, jak się wyraził p. Kaskabel.

– O, na honor! – dodał. – Ładną odbyliśmy wędrówką, przyjaciele moi!…. Słuchajcie-no, czyż nie miałem słuszności?…. Różne drogi prowadzą do domu…. Zamiast dostać się do Europy z jednej strony, myśmy się dostali z drugiej. O cóż chodzi, dopóki Francya w niej się znajduje?

A gdyby nań nalegano trochę więcej to poczciwiec zapewneby tak się zapędził, że powiedziałby, iż czuje już powiew powietrza Normandyi z zachodu przez całą Europę tam przeniesionego i przysięgałby, że jest w nim domieszka morskich wyziewów.

Zaraz też za przesmykiem pojawił się „zawód” składający się z kilkudziesięciu chat i liczący paręset mieszkańców.

Postanowiono tam się zatrzymać aż do dnia następnego, ażeby odnowić niektóre zapasy, a szczególniej mąkę, herbatę i cukier.

Pan Sergiusz i Jan mogli też zaopatrzyć się w proch i śrót, ażeby zapełnić swe składy amunicyi.

Zaledwie powrócili, pan Sergiusz zawołał:

– Chodźmy teraz Janie! Zabierz strzelbę, a nie wrócimy z próżnemi torbami!

– Służę panu, – odrzekł Jan więcej z grzeczności, aniżeli z ochoty.

Biedny młodzieniec! Myśl o rozłące tak już niedalekiej na wszystko robiła go obojętnym.

– Pójdziecie z nami, Ortiku? – zapytał p. Sergiusz.

– Z ochotą, panie.

– Starajcież się przynieść ładną zwierzynę, – rzekła Kornelia, – a przyrzekam wam smaczną wieczerzę.

Ponieważ była dopiero druga godzina popołudniu, przeto myśliwi dosyć mieli czasu zwiedzić sąsiednie lasy, chociażby one nawet niezbyt obfitowały w zwierzynę.

'César Cascabel' by George Roux 79

Pan Sergiusz, Jan i Ortik natychmiast wyruszyli, podczas gdy Kirszew i Clovy zajęli się reniferami i rozmieścili je w gaiku u końca łąki, gdzie mogły wygodnie paść się i przeżuwać.

Tymczasem Kornelia wracała do „Pięknego Wędrowca”, gdzie dosyć było do czynienia:

– Pójdź Napoleonko!

– Jestem, mamusiu!

– A Kajeta?

– Wkrótce przyjdę, pani!

Ale właśnie nadarzyła się sposobność, której Kajeta tak pragnęła, by znaleźć się sam na sam z głową rodziny.

– Panie Kaskabel, – rzekła, zbliżając się do niego.

– Cóż tam, kochanko?

– Chciałabym z panem pomówić?

– Ze mną pomówić?

– Tak, na osobności.

– Na osobności?

Potem pomyślał:

– Czego Kajeta może chcieć odemnie?….Czyż nie chodzi tu o biednego Jana?

Obydwoje uszli kawałek drogi z lewej strony zawodu….

– Cóż, dziecko moje, – zapytał się Kaskabel po chwili. – Czego sobie życzysz? O czem tu chciałaś mówić na osobności?

– Panie Kaskabel, od trzech dni chciałam pomówić z panem tak, aby nas nikt nie słyszał, a nawet nie widział.

– Hm, to musi to być rzecz bardzo ważna, Kajetko?

– Panie Kaskabel, ja wiem, że p. Sergiusz jest hr. Narkinem.

– Co?…. Hrabią Narkinem?…. – wyjąkał p. Kaskabel. – Dowiedziałaś się? A skąd się dowiedziałaś?

– Od tych, którzy podsłuchali pana, kiedy pan rozmawiał z panem Sergiuszem przed kilku dniami w Mudżi.

– Czy to być może?

– Ja znowu ich podsłuchałam bez ich wiedzy, kiedy rozmawiali o hr. Narkinie i o panu.

– Któż to taki?

– Ortik i Kirszew.

– Jakto? To oni wiedzą?

– Tak, panie, a nadto wiedzą, że p. Sergiusz jest politycznym skazańcem, który wraca do Rosyi, ażeby widzieć się ze swoim ojcem, księciem Narkinem.

Cezar Kaskabel, zdumiony tem, co słyszał, stał chwilę bez ruchu, ze zwieszonemi ramionami, z ustami pół otwartemi. Potem jadnakowoż zbierając swe myśli, powiedział:

– Przykro mi, że Ortik i Kirszew dowiedzieli się o tej tajemnicy, ale skoro w skutek niefortunnego wypadku już tak się stało, to przecież jestem pewien, że jej nie zdradzą.

– Nie stało się to wypadkowo, a chcą zdradzić tajemnicę!

– Jakto?…. Ci uczciwi marynarze?

– Niechże pan mię posłuch, panie Kaskabel: Pan Sergiusz znajduje się w największem niebezpieczeństwie.

– Jakto?

'César Cascabel' by George Roux 80

– Ortik i Kirszew są kryminalistami, którzy należeli do szajki Karnowa. Oni to napadli na hr. Narkina na granicy Alaski. Wsiadłszy do łodzi w Porcie Clarence, ażeby przedostać się do Syberyi, zostali zapędzeni do wysp Lajchoskich, gdzieśmy ich znaleźli. Ponieważ wiedzą, że życie hrabiego jest w niebezpieczeństwie, gdy go poznają w rosyjskich posiadłościach, przeto zamierzają zażądać od niego znacznej części majątku, a jeżeli odmówi to wydadzą go w ręce policyi. Wtedy zaś smutny los oczekuje p. Sergiusza, a może i pana!

Podczas gdy Kaskabel przerażony tem odkryciem, słuchał w milczeniu, Kajeta mu opowiedziała, jak obaj marynarze zawsze u niej budzili nieufność. Przekonała się, że istotnie głos Kirszewa słyszała kiedyś dawniej. Teraz przypomniała to sobie dokładnie! Było to owej strasznej nocy, kiedy obaj zbrodniarze napadli na hr. Narkina. Teraz zaś, przed kilku dniami w nocy, kiedy obaj uparli się razem straż trzymać, widziała ich oddalających się z obozu z jakimś człowiekiem, który po nich przyszedł; poszła za nimi i była niepostrzeżonym świadkiem ich rozmowy z siedmiu lub ośmiu starymi ich kamratami. Wszystkie plany Ortika odkryte. Prowadząc „Pięknego Wędrowca” przez wąwóz Peczory, gdzie na pewno spodziewał się znaleść mnóstwo złoczyńców, najprzód zamierzał zamordować p. Sergiusza i wszystkich członków małej karawany; dowiedziawszy się jednak, że p. Sergiusz był hrabią Narkinem, przyszedł do przekonania, że lepiej jest wyłudzić od niego grubą sumę pieniędzy, grożąc mu wydaniem w ręce władz rosyjskich…. Teraz zamierzali czekać, póki wszyscy nie przyjdą do Permu. Żaden z obu marynarzy nie będzie figurował w tej sprawie, ażeby zachować dobre stosunki z trupą na wypadek niepowodzenia. Ich wspólnicy zaś napiszą list do p. Sergiusza, w którym naznaczą mu schadzkę, itd. itd.

Z największą trudnością p. Kaskabel powstrzymywał wybuchy wściekłości, kiedy słuchał opowiadania Kajety o tych okropnościach. Te potwory! Którym tyle wyświadczył dobrodziejstw, których żywił i przywiódł napowrót do ich kraju-…. O, piękny podarek, piękny zwrot własności wprowadzam do państwa cara! O, łotry, o…

– Teraz więc, panie Kaskabel, – zapytała się Kajeta, – cóż pan zamierza uczynić?

– Co ja zamierzam uczynić, Kajetko? Rzecz bardzo prosta: oddam Ortika i Kirszewa w ręce pierwszego oddziału kozaków, który napotkamy, i powieszą ich!

– Jednak pan tego nie możesz uczynić.

– A dlaczego nie?

– Bo obaj przedewszystkiem zdradzą hrabiego Narkina, a wraz z nim i tych, którzy mu dopomogli dostać się do Rosyi.

– Mniejsza o mnie! – zawołał p. Kaskabel. – Gdyby to tylko o mnie chodziło, ale to prawda, że chodzi tu o p. Sergiusza! Masz słuszność, Kajeto, muszę się nad tem zastanowić!

Rzekłszy to, przeszedł się parę kroków niezmiernie rozdrażniony i pięścią bił się w czoło, jakoby chciał z niego wydobyć myśl jaką. Potem zbliżył się do młodej dziewczyny i zapytał:

– A zatem powiadasz wyraźnie, że zamiarem Ortika jest czekać, aż dostaniemy się do Permu, nim każe wspólnikom swym działać?

– Tak, panie Kaskabel, i wyraźnie im zakazał do tego czasu nie pod tym względem nie przedsiębrać. Myślę zatem, że musimy być cierpliwymi i podróż odbyć do końca.

– To ciężko, – rzekł Kaskabel, – to bardzo ciężko! Trzymać ich przy sobie, zabrać ich ze sobą do Permu, ściskać ich ręce na dobranoc, okazywać im twarz uprzejmą…. Na krew moich przodków, nie wiem, co mię wstrzymuje od tego, bym natychmiast poszedł do nich i nakręcił im karki tak…. o tak….

I w paroksyzmie złości, Kaskabel wykręcał muszkuły żylastych swych rąk tak, jakoby naprawdę chciał karać Ortika i Kirszewa za popełnienie tylu zbrodni.

– Pan wie, że trzeba panować nad sobą, panie Kaskabel, – rzekła Kajeta. – Trzeba udawać, że pan o niczem nie wie…

– Masz słuszność, dziecię moje.

– Chciałam tylko zapytać się pana, czy pan uznaje za stosowne ostrzedz p. Sergiusz?

– Nie!… Im więcej nad tem się zastanawiam, nie!… Zdaje mi się, że lepiej nie mówić mu nic… I cóż mógłby poradzić? Nie! Ja mam czuwać nad nim, i czuwać będę! Przytem znam go dobrze! Ażeby nas nie narażać na żadne niebezpieczeństwo, gotówby iść w lewo tam, gdzie powinniśmy iść w prawo. Nie, nie, lepiej nie! Nic mu nie powiem!

– A Janowi nic pan nie powie?

– Janowi, Kajetko? Ani słowa! To młodzieniec uczuciowy! Nie mógłby zachować spokoju w obec tych przebrzydłych łotrów! Wybuchnąłby na pewno! Nie, ani słowa w obec Jana, ani w obec pana Sergiusz!

– A pani Kaskabel; czy pan jej powie?

– O, co do pani Kaskabel, to rzecz inna. To, widzisz, jest kobieta wyższa, zdolna dać dobrą radę… a także i dzielną pomoc! Nigdy nie miałem żadnej tajemnicy przed nią, a przy tem wie ona wszystko o hr. Narkinie: o tak, jej powiem! Tej kobiecie można powierzyć tajemnice stanu; wolałaby dać sobie urżnąć język, aniżeli je zdradzić. Czyż można więcej od kobiety wymagać? O tak, jej powiem!

– Teraz więc powróćmy do „Pięknego Wędrowca,” – rzekła młoda dziewczyna. – Musiano już zauważyć naszą nieobecność.

– Masz racyą, Kajetko, masz racyą.

– Przedewszystkiem niech pan się przezwycięża, panie Kaskabel, nieprawdaż, kiedy pan będzie w obec tych dwóch ludzi?

– Będzie to trudno, dziecko moje, ale nie obawiaj się. Będę się uśmiechał do tych łajdaków. Pomyśleć tylko, żeśmy się powalali ich dotknięciem! Otóż i powoli, nieprawdaż? dlaczego mi powiedzieli, że nie udadzą się wprost do Rygi. Chcą nas zaszczycić swem towarzystwem aż do samego Permu! O łotry! o szelmy! o dyabły!

I pan Kaskabel ulżył sobie wyrzuceniem wszelkich przydomków najdosadniejszych, jakie znał tylko.

– Jeżeli pan w taki sposób chce panować nas sobą…

– Nie, nie, Kajetko, nie bój się! Teraz mi już lżej! Widzisz, to mię dusiło; musiałem się tego pozbyć! Teraz będę zimny. Już jestem spokojny! Wracajmy do „Pięknego Wędrowca!” O, łajdaki!

I oboje powrócili do zawodu. Żadne z nich teraz nie mówiło. Oboje zatopieni byli w myślach. Taka przedziwna podróż, w przededniu swego zakończenia pomyślnego, teraz narażoną była na fatalny koniec przez spisek szatański!

Kiedy zbliżali się do domu, p. Kaskabel się zatrzymał.

– Kajetko? – powiedział.

– Słucham pana.

– Wiesz co, postanowiłem nic nie powiedzieć Kornelii!

– Dlaczego?

– Bo widzisz… mówiąc ogólnie, zauważyłem, że kobieta najlepiej zachowuje tajemnicę wtedy, kiedy jej nie zna. Otóż i ta tajemnica niechaj pozostanie pomiędzy nami obojgiem!

Chwilę później Kajeta wróciła do swoich zajęć gospodarskich; pan Kaskabel zaś, przechodząc koło Kirszewa, uprzejmie się uśmiechnął, mruknąwszy jednak do siebie:

– Czyż nie wygląda jak łotr ostatni?

Dwie godziny później zaś, kiedy myśliwi powrócili do domu, a Ortik przyniósł na plecach wspaniałego jelenie, „boss” serdecznie mu powinszował. Pan Sergiusz zaś i Jan ubili dwa zające i kilka par kuropatw, tak, że Kornelia była w stanie podać swym gościom wykwintną wieczerzę, w której pan Kaskabel niemały wziął udział.

Zaiste, aktor to był niezrównany! Ani śladu jego wzruszeń ostatnich nie można było odkryć w jego zachowaniu się. Nikt nie byłby przypuszczał, że człowiek ten wiedział, iż przy stole jego zasiadają dwaj mordercy, których ostatecznym celem jest wymordować jego i całą jego rodzinę. Był w całem tego słowa znaczeniu w zachwycającem usposobieniu, pełen konceptów i dowcipów, a kiedy Clovy przyniósł jedną z owych pysznych butelek, to pił za cześć powrotu do Europy, powrotu do Rosyi, powrotu do Francyi!

Następnego dnia, 10 lipce, zaprząg skierowała się wprost ku Permowi. Wydostawszy się z wąwozu, podróż teraz mogła się odbywać bez trudności, a nawet bez obawy wypadku. „Piękny Wędrowiec” szedł po prawym brzegu Wiszery, która obmywa stopy Uralu. Miasteczka, wsie i przysiołki teraz znaczyły już drogę; wszędzie oczekiwały podróżnych gościnne przyjęcie, obfitość zwierzyny, serdeczne powitania. Chociaż było bardzo gorąco, północno wschodni wietrzyk łagodził upał. Renifery postępowały wytrwale, potrząsając pięknymi łbami. Pan Sergiusz ulżył im, przydawszy im do pomocy dwa konie, które kupił w jedenej z wsi napotkanych i można było teraz przebywać trzydzieści mil na dzień.

Zaiste, wspaniałe było to pierwsze wystąpienie małej trupy na ziemi starej Europy! A zarządca jej uważałby się był za szczęśliwego, gdyby nie musiała sobie wciąż powtarzać:

– I mieć tę pewność, że szajka ta szła trop w trop za nami jak gromada szakali węsząca karawanę. Słuchaj, Cezarze Kaskabelu, musisz spłatać porządnego figla tym wisielcom!

Co za fatalność istotnie, że tak genialnie ułożony plan podróży był narażony na niepowodzenie przez łotrowski ten spisek! Papiery Kaskabelów w najzupełniejszym były porządku; władze rosyjskie przepuszczały bez najmniejszej trudności p. Sergiusza jako członka trupy, a skoro przybędą do Permu, to będzie mógł codziennie z łatwością udawać się do Walskiej i powracać.

Spędziwszy zaś czas niejaki z ojcem, mógł przejść przez całą Rosyą w przebraniu „artysty” i dostać się do Francyi, gdzie najzupełniej byłby bezpieczny. A wtedy już o rozłące nie potrzebaby myśleć. Widywanoby się często, może ustawicznie. Później zaś, kto wie, czy biedny Jan nie mógłby… o, doprawdy, szubienica to za mało dla takich łotrów piekielnych. I pan Kaskabel, myśląc o tem, pomimowoli wpadał w nagłe i nikomu niezrozumiałe wybuchy złości.

A jeżeli Kornelia zapytywała się:

– Cezarze, co tobie się stało?

– Mnie?… Nic! – odpowiadał.

– Czegoż tak się złościsz?

– Złoszczę się, Kornelio, go gdybym się nie złościł, tobym zwaryował!

I poczciwa kobieta nie umiała znaleźć rozwiązania zagadkowej tej odpowiedzi.

Tak przeszły cztery dni. Wówczas „Piękny Wędrowiec” dostał się do małego miasteczka Solikamska.

Nie było wątpliwości, że wspólnicy Ortika teraz byli niedaleko; ale tak on jak i Kirszew byli tak ostrożni, że nie próbowali ich odszukać.

I faktycznie Rostaw ze swymi wspólnikami tam byli i tejże nocy wybierali się do Permu, położonego sto pięćdziesiąt mil za zachód. Nic teraz nie mogło przeszkodzić wykonaniu brzydkiego ich zamiaru.

Następnego dnia o świcie, 17 lipca, przekroczono Koswę na promie. Za trzy lub cztery dni mógł się rozpocząć w Permie szereg przedstawień „artystów rodziny Kaskabel udających się na kiermasz do Niżnego Nowogrodu.” Taki był przynajmniej program podróży.

Co do p. Sergiusza, to ten natychmiast ułożyłby plany nocnych swych wycieczek do Walskiej.

Można sobie wyobrazić jego niecierpliwość i niepokój, jakie zdradzał, mówiąc o tem z p. Kaskabelem. Odkąd uszedł był z Syberyi i w ciągu trzynastomiesięcznej tej podróży z nadgranicy Alaski do Europy, nie miał ani słowa wiadomość od księcia Narkina. Ze względu za wiek sędziwy swojego ojca, – nie mógł mieć pewności nawet, że go jeszcze znajdzie w pałacu…

– Głupstwo, głupstwo, panie Sergiuszu! – mawiał wtedy Cezar Kaskabel. – Książę tak jest zdrów, jak pan i ja, a nawet zdrowszy. Pan wiesz, że jestem wróżbitą z urodzenia i z równą łatwością patrzę w przyszłość, jak w przeszłość. Otóż powiadam panu, że książę Narkin teraz pana oczekuje, zdrów i silny i że pan go ujrzysz za kilka dni!

Kaskabel też nie byłby się wahał przysiądz, że prorostwo jego się spełni, gdyby nie ten szelma Ortik.

– Już ja z pewnością złego serca nie mam, – mruczał do siebie, – ale gdybym mógł przegryźć mu gardło własnymi zębami, tobym to uczynił… o, uczyniłbym, a byłoby to dla niego jeszcze nadto łagodne postąpienie.

Równocześnie Kajeta coraz to była niespokojniejszą, im bardziej zbliżano się do Permu. Co uczyni pan Kaskabel? W jaki sposób pokrzyżuje plany Ortika, nie kompromitując pana Sergiusza? Wydawało jej się to rzeczą prawie niemożliwą. Trudno jej przeto było ukrywać niepokój, a Jan, nie znając przyczyny, martwił się niezmiernie, widząc ją tak zasmuconą, tak przygnębioną niekiedy.

Przedpołudniem dnia 20 lipca przekroczono Kamę, a około godziny 5 wieczorem p. Sergiusz i jego towarzysze już na głównym placu Permu robili przygotowania do kilkudniowego pobytu.

'César Cascabel' by George Roux 81

Nie minęła godzina czasu od porozumienia się Ortika z kamratami, a Rostow już kreślił list, który tegoż dnia miał dostać się do rąk p. Sergiusza i w którym naznaczono mu schadzkę w jednej z karczem miasta w interesie bardzo pilnym. Jeżeliby nie przyszedł, to zamierzono w inny sposób dostać go w ręce, chociażby miano napaść na niego w nocy, gdy będzie się udawał do Walskiej.

Wieczorem, kiedy Rostow list ten przyniósł, pan Sergiusz już wybrał się był do zamku swojego ojca. Pan Kaskabel, który właśnie doskonale panował nad sobą, okazał wielkie ździwienie, kiedy mu list wręczono. Wziął go jednakże, zobowiązując się oddać go w ręce właściwie i nikomu nic o tem nie powiedział.

Nieobecność p. Sergiusza niemiłą była Ortikowi. Wolałby był, ażeby próbę wyłudzenia pieniędzy zrobiono, nim hrabia widzieć się będzie z księciem Narkinem. Ukrył jednakowoż jak zdołał swe rozczarowanie i zasiadając do wieczerzy zapytał się obojętnym na pozór tonem:

– Pana Sergiusza nie ma dziś przy wieczerzy?

– Nie, – odrzekł p. Kaskabel. – Wyszedł. Formalności z władzami w tym kraju są doprawdy nieznośne!

– Kiedyż powróci?

– Myślę, że w ciągu wieczora.

Advertisement