Ogród Petenery
Advertisement
Wtorek


Spotkałyśmy się na schodach bec-a-bec. Gdy ją zobaczyłam, od razu przeczułam, że poznanie musi nastąpić. Zatrzymała się i z uśmiechem wyciągnęła do mnie rękę.

– Czy pani pozwoli, że się przedstawię – powiedziała po angielsku. – Nazywam się Elisabeth Normann.

Wymieniłam swoje nazwisko równie uprzejmie.

– Słyszałam od generała Koczyrskiego – mówiła – najprzyjemniejsze rzeczy o pani.

– Generał jest bardzo miły. A jakże się pani podoba Krynica?...

– Nadzwyczajnie. Dla kogoś, kto już jest zblazowany komfortem różnych zagranicznych miejscowości kuracyjnych, Krynica ma urok miłego prymitywu.

Najwyraźniej w świecie chciała podtrzymać i przedłużyć rozmowę. Teraz już nie ulegało dla mnie wątpliwości, że wie ona, kim jestem. Zaczyna się niebezpieczna gra. Ano dobrze. Nie cofnę się przed nią. Zapytałam z zainteresowaniem:

– Pani na pewno dużo podróżuje?

– O, tak – odpowiedziała. – Podróże to moja pasja.

– A stale pani mieszka w Londynie?

Zadałam jej to pytanie, by upewnić ją, że nic o niej nie wiem. Jacek – o ile go znam – na pewno z nią o mnie nie mówił. Jeżeli zaś mówił, to tylko w tym sensie, że pragnąłby oszczędzić mi zmartwień z powodu tych spraw.

Miss Normann potrząsnęła przecząco głową.

– O, nie. Właściwie mówiąc nigdzie stale nie mieszkam. Najczęściej jeszcze w Paryżu. Spędzam tam co roku dwa lub trzy miesiące.

– Zazdroszczę pani – powiedziałam. – Ale raczej pani jest Angielką niż Amerykanką. Sądząc z akcentu i ze sposobu bycia.

– Dziękuję pani – uśmiechnęła się. – Rzeczywiście jestem Angielką. Urodziłam się w Birmingham i w Anglii spędziłam swoje młode lata. Ale później tak jakoś się złożyło, że w ojczyźnie swej bywałam niezmiernie rzadko. Moi rodzice z jakichś powodów przyjęli obywatelstwo belgijskie.

– A w Polsce pani jest po raz pierwszy?

– O, tak. Kiedyś bawiłam tu przejazdem zaledwie parę godzin. Tego nie można liczyć. Prawda? Ale i pani, zdaje się, dużo podróżuje? Przynajmniej generał wspominał mi, że mąż pani jest dyplomatą, a służba w dyplomacji łączy się z częstym zmienianiem miejsca pobytu. Nieprawdaż?

– Oczywiście – przyznałam. – Nie podróżowałam jednak tyle, co pani. Teraz zaś już od dłuższego czasu siedzimy w Warszawie.

Wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań zdawkowych uprzejmości i miss Normann poszła do siebie. Sprawia zupełnie miłe wrażenie. Jestem ciekawa, dlaczego nie wspomniała ani słowa o stryju Albinie. Stryj na pewno nie zwierzył jej się z tego, że rodzina nie utrzymuje z nim stosunków. Zagadkowa kobieta. Nie mogę pozbyć się jakiegoś podświadomego przeświadczenia, że ukrywa ona w sobie tajemnice znacznie groźniejsze od tych, które znam. Nie układałam jeszcze żadnych planów. Cieszę się jednak z tego, że teraz będę mogła bez wzbudzenia jej podejrzeń wstąpić któregoś dnia do niej i rozejrzeć się w jej apartamencie. Muszę koniecznie zdobyć sobie identyczny o piętro wyżej. W razie przyłapania mnie, będę mogła się tłumaczyć pomyłką o piętro.

Rozmawiałam z dyrektorem i obiecał mi, że apartament za dwa dni będzie wolny. Pan Larsen przychodzi teraz na obiady do „Patrii” i jemy razem. Jest nader interesującym interlokutorem.

Advertisement