←Akt II | Otello Akt III William Shakespeare |
Akt IV→ |
Scena pierwsza
Przed zamkiem.
Wchodzi Kasjo z muzykantami.
- KASJO
- Zagrajcie co krótkiego na dzień dobry
- Dla generała, zawdzięczę wam trudy.
Muzykanci grać zaczynają. Wchodzi Błazen.
- BŁAZEN
- Za pozwoleniem, panowie: czy te wasze instrumenta były w Neapolu, że tak przez nos mówią?
- PIERWSZY MUZYKANT
- Jak to, panie?
- BŁAZEN
- Nie sąż to pędziwiatry, proszę panów?
- PIERWSZY MUZYKANT
- Co pan przez to rozumie?
- BŁAZEN
- Tak zwane dęte instrumenta, które wiatr puszczają.
- PIERWSZY MUZYKANT
- Nie inaczej: dęte są.
- BŁAZEN
- Oto macie za fatygę, generał nie lubi takich instrumentów, co skutkiem wzdęcia wiatr puszczają, i dlatego życzy sobie, żebyście mu tą muzyką nie robili dłużej hałasu.
- PIERWSZY MUZYKANT
- Dobrze, panie; nie będziemy.
- BŁAZEN
- Jeżeli macie taką muzykę, której słyszeć nie można, to grajcie; ale jak mówią, generał nie dba o muzykę.
- PIERWSZY MUZYKANT
- Nie mamy takiej, panie.
- BŁAZEN
- Więc wsadźcie dudy w miech, bo ja zmiatam! Rozpłyńcie się w powietrze i fora ze dwora!
Wychodzą muzykanci.
KASJO do odchodzącego Błazna
- Hej! hej! Słyszysz, moje serce?
- BŁAZEN
- Nie słyszę waszego serca, tylko was.
- KASJO
- Schowaj, proszę, swoje koncepta. Masz tu złoty pieniądz: jeżeli ta pani, co zostaje przy małżonce generała, jest już na nogach, to jej powiedz, że niejaki Kasjo prosi ją o chwilkę rozmowy i tu na nią czeka. Dobrze?
- BŁAZEN
- Jest ci na nogach, jeżeli tylko zechce ich użyć ku przyjściu, to jej powiem, o co idzie.
Wychodzi. Jago wchodzi.
- KASJO
- Uczyń to. W porę przychodzisz, Jagonie.
- JAGO
- Jak to? nie kładłeś się wcale?
- KASJO
-
- Czyż mogłem?
- Dobrze już dniało, gdyśmy się rozeszli.
- W tej właśnie chwili pozwoliłem sobie
- Posłać po twoją żonę: chcę ją prosić,
- Aby mi jakoś ułatwiła przystęp
Do Desdemony.
- JAGO
-
- Zaraz ci ją przyślę;
- Pomyślę przy tym także o sposobie,
- Jakby Murzyna usunąć na stronę,
- Abyście mogli swobodnie pomówić.
Wychodzi.
- KASJO
- Dzięki ci! Jeszczem nie znał Florentczyka
- Tak poczciwego i przyjacielskiego.
Emilia wchodzi.
- EMILIA
- Dzień dobry, zacny namiestniku, los wasz
- Żywo mnie obszedł; lecz bądźcie spokojni,
- Wszystko się jeszcze odmieni na dobre.
- Generał mówi o tym z swoją żoną
- I ona z zwykłą sobie wytrwałością
- Przemawia w waszej sprawie; on jej mówi,
- Że roztropnymi krępowany względy,
- Nie może teraz nic dla was uczynić,
- Bo ten Cypryjczyk, coście go zranili,
- Wielki ma tutaj wpływ i zachowanie;
- Ale zapewnił przy tym, że wam sprzyja,
- I nie potrzeba wam innej protekcji
- Jak jego dobra chęć do odzyskania
- Namiestnikostwa.
- KASJO
-
- Mimo tego jednak,
- Jeżeli się to wam zdaje stosownym
- I wykonalnym, nastręczcie mi, proszę,
- Sposobność pomówienia z Desdemoną
- Na osobności.
- EMILIA
-
- Dobrze, pójdźcie jeno,
- Wskażę wam miejsce, gdzie będziecie mogli
- Z całą swobodą wywnętrzyć się przed nią.
- Pójdźcie.
- KASJO
- O! jakąż wdzięczność wam winienem.
Wychodzą.
Scena druga
Tamże w innym miejscu.
Wchodzą Otello, Jago i kilku obywateli.
- OTELLO
- Jagonie, oddaj ten list sternikowi
- I każ mu senat pozdrowić ode mnie.
- Idę na szańce, przyjdź tam.
- JAGO
-
- Dobrze, wodzu.
- OTELLO
- Chcecież, panowie, pójść ze mną obejrzeć
- Fortyfikacje?
- OBYWATELE
-
- Służym waszej cześci.
Wychodzą.
Scena trzecia
Tamże, w innym miejscu.
Wchodzą Desdemona, Kasjo i Emilia.
- DESDEMONA
- Bądź pewny, panie Kasjo, że uczynię,
- Co będę mogła, aby ci dopomóc.
- EMILIA
- Uczyń to, pani; mój mąż tak się martwi
- Tą sprawą, jakby była jego własna.
- DESDEMONA
- Dobry to człowiek. Nie wątp, panie Kasjo,
- Ze cię postawię na tej, co wprzód byłeś,
- Stopie z mym mężem.
- KASJO
- O łaskawa pani!
- Cokolwiek stanie się z Michałem Kasjo,
- Wiernym twym sługą być on nie przestanie.
- DESDEMONA
- Wierzę ci, panie Kasjo. Wiem, że jesteś
- Szczerze do mego męża przywiązany;
- Znasz go od dawna, bądź więc przekonany,
- Że usunięcie się jego od ciebie
- Nie będzie większe nad zakres wytknięty
- Politycznymi względy.
- KASJO
- Ależ, pani,
- Ta polityka może trwać tak długo,
- Może się żywić tak błahym pokarmem
- I tak się wzmagać z okolicznościami,
- Że gdy kto inny będzie na mym miejscu,
- A ja daleko, generał zapomni
- O przywiązaniu mym i o mej służbie.
- DESDEMONA
- Nie sądź tak: ręczę ci wobec Emilii,
- Miejsce odzyskasz. Bądź o nie spokojny;
- Kiedy raz komu przychylność przyrzeknę,
- Dotrzymam tego co do joty. Mąż mój
- Nie będzie odtąd miał chwili spokojnej:
- Nie dam mu zasnąć, będę mu nad głową
- Klektać i piszczeć do zniecierpliwienia;
- Łóżko mu w szkołę, obiad zmienię w spowiedź,
- Słowem, we wszystko, czego się tknie, wmieszam
- Interes Kasja. Nabierz więc otuchy,
- Bo protektorka twoja umrze raczej,
- Niż się wyrzecze twojej sprawy.
Otello i Jago ukazują się w pewnej odległości.
- EMILIA
- Pani,
- Generał idzie.
- KASJO
- Żegnam cię, o pani.
- DESDEMONA
- Dlaczego? Zostań i słuchaj, co powiem.
- KASJO
- Nie mogę, pani, nie jestem na teraz
- Przygotowany.
- DESDEMONA
- Miejże wolę swoją.
Wychodzi Kasjo.
- JAGO na pół do siebie
- To mi się nie podoba.
- OTELLO
- Co takiego?
- JAGO
- Nic, panie; gdyby jednak... nie wiem sam co.
- OTELLO
- Czy to nie Kasjo odszedł od mej żony?
- JAGO
- Kasjo? Nie, tego nie przypuszczam, panie.
- Aby on chronił się jak winowajca,
- Widząc, że idziesz.
- OTELLO
- Zdaje mi się jednak,
- Że to był nie kto inny.
- DESDEMONA
- Mój małżonku,
- Właśnie mówiłam z jednym suplikantem,
- Co pod niełaską twoją jęczy.
- OTELLO
- Któż on?
- DESDEMONA
- Kasjo, namiestnik twój. Luby Otello,
- Mamli moc jaką, zdolną wzruszyć ciebie,
- To go ułaskaw; bo jeśli on nie jest
- Jednym z tych, co cię rzetelnie miłują,
- Co mimo wiedzy, nie z umysłu błądzą,
- To na poczciwym nie znam się obliczu.
- Przywróć go, proszę.
- OTELLO
- Czy to on stąd odszedł?
- DESDEMONA
- On; z taką skruchą i upokorzeniem,
- Że część cierpienia swego mnie zostawił,
- Bym z nim cierpiała. Przyzwij go, mój drogi,
- OTELLO
- Nie teraz, moje serce; innym razem.
- DESDEMONA
- Prędkoż?
- OTELLO
- Jak tylko będę mógł najprędzej,
- Gdy tego żądasz.
- DESDEMONA
- Dziś więc na wieczerzę?
- OTELLO
- Dziś?
- Nie.
- DESDEMONA
- Nie dzisiaj, to jutro na obiad?
- OTELLO
- Jutro nie będę w domu na obiedzie:
- W fortecy mam się zejść z oficerami.
- DESDEMONA
- To jutro w wieczór lub we wtorek z rana,
- W południe, w wieczór, lub z rana we środę?
- Naznacz czas, tylko niech się nie przeciąga
- Dłużej nad trzy dni. On żałuje szczerze.
- Postępek jego, odłożywszy na bok
- To, że jak mówią, w czasie wojny trzeba
- Najlepszych nawet karać dla przykładu,
- Jest ledwie błędem, na prostą naganę
- Zasługującym. Kiedyż się ma stawić?
- Powiedz, Otello. Pytam siebie w duszy,
- Czego bym tobie odmówiła, gdybyś
- Mnie o co prosił, i czylibym mogła
- Stać tak milcząco? Jak to? Michał Kasjo,
- Co ci był druhem, gdyś się o mnie starał,
- Co tyle razy w twej obronie stawał,
- Gdym mniej korzystnie mówiła o tobie,
- On potrzebuje tyle korowodów
- Do przebłagania ciebie? Wierz mi, wiele,
- Wiele bym mogła...
- OTELLO
- Proszę cię, dość tego,
- Niech przyjdzie, kiedy zechce; nie odmawiam
- Tobie niczego.
- DESDEMONA
- To nie żadna łaska;
- To tak, jak gdybym cię prosiła, abyś
- Kładł rękawiczki, ciepło się odziewał
- Albo posilnych używał pokarmów,
- Słowem, ażebyś miał troskliwą pieczę
- O sobie samym. Gdy będę cię prosić
- O coś, co stawia miłość twą na próbę,
- Będzie to prośba trudna, pełna wagi
- I ryzykowna w spełnieniu.
- OTELLO
- Niczego
- Ci nie odmawiam, tymczasem zrób dla mnie
- To tylko, abym sam został na chwilę.
- DESDEMONA
- Miałażbym tego odmówić? Nie, panie:
- Bądź zdrów.
- OTELLO
- Bądź zdrowa, moja Desdemono,
- Zaraz do ciebie przyjdę.
- DESDEMONA
- Pójdź, Emilio.
- Niech się fantazji twojej zadość stanie;
- Jaka bądź ona, jestem ci posłuszną. Wychodzi z Emilią.
- OTELLO
- Lube stworzenie! Wieczna kaźń mej duszy,
- Jeśli nie kocham cię! A gdybym przestał,
- Świat by się zmienił w chaos.
- JAGO
- Z przeproszeniem,
- Łaskawy panie.
- OTELLO
- Mów, kochany Jago.
- JAGO
- Czy Kasjo wiedział o twojej miłości,
- Gdyś o małżonkę swoją się ubiegał?
- OTELLO
- Od pierwszej chwili do ostatniej, na co
- To zapytanie?
- JAGO
- Ot tak, przez ciekawość,
- Nic złego zresztą.
- OTELLO
- Skąd ci ta ciekawość?
- JAGO
- Nie przeszło mi przez głowę, że się znał z nią,
- OTELLO
- O tak, i często bywał pośrednikiem
- Pomiędzy nami.
- JAGO
- Doprawdy!
- OTELLO
- Doprawdy!
- Toż cóż? doprawdy. Co w tym upatrujesz?
- Nie jest uczciwy?
- JAGO
- Zapytujesz, panie,
- Czy on uczciwy?
- OTELLO
- Pytam, czy uczciwy?
- Jużci, uczciwy.
- JAGO
- O ile wiem o tym.
- OTELLO
- Co ty masz w myśli?
- JAGO
- Ja, w myśli?
- OTELLO
- Ja, w myśli!
- Przebóg! Czyś ty mym echem? Przebąkujesz,
- Jakby w twej głowie siedział jaki potwor,
- Tak straszny, że go boisz się pokazać.
- Ty się domyślasz czegoś. Swieżoś wyrzekł:
- "To mi się nie podoba", kiedy Kasjo
- Stąd się oddalał, cóż to ci się wtedy
- Nie podobało? A gdym ci powiedział,
- Że on miłostek mych był powiernikiem,
- Wtedy znacząco krzyknąłeś: "Doprawdy!",
- I brwi ściągnąłeś, i zmarszczyłeś czoło,
- Jakbyś był w mózgu swym zamykał jakiś
- Okropny domysł. Jeżeli mnie kochasz,
- Powiedz, co myślisz.
- JAGO
- Wiesz, łaskawy panie,
- Żem ci przychylny?
- OTELLO
- Tak myślę, i przeto
- Że znam przychylność i uczciwość twoją,
- I wiem, że ważysz to, co masz powiedzieć,
- Tym bardziej trwożą mnie te urywane
- Twoje wykrzyki. Takie demonstracje
- Są obyczajem nikczemnych szalbierzy,
- U prawych ludzi są one objawem
- Wstrzymywanego w piersi oburzenia,
- Które się gwałtem wyrywa na zewnątrz.
- JAGO
- Kasjo jest, mniemam, uczciwym człowiekiem.
- OTELLO
- I ja tak mniemam.
- JAGO
- Ludzie by powinni
- Być w rzeczy samej tym, czym się wydają,
- A ci, co nie są, niechby się takimi
- Nie wydawali.
- OTELLO
- Ani słowa, ludzie
- Być by powinni tym, czym się wydają.
- JAGO
- Toteż ja Kasja mam za uczciwego.
- OTELLO
- Nie, w tym się święci coś więcej. Mów do mnie,
- Jakbyś rozmawiał sam z sobą; wypowiedz
- Żywcem swe myśli i najgorszej nadaj
- Najgorszy wyraz.
- JAGO
- Wybacz mi, mój wodzu,
- Winienem tobie wszelkie posłuszeństwo,
- Nie w tym jednakże, w czym niewolnik nawet
- Jest panem siebie. Myśli me wyjawić!
- Przypuśćmy, że są zdrożne i opaczne,
- Jestże gdzie pałac, w którym by się jakiś
- Zakał nie zakradł? Gdzież serce tak czyste,
- Aby w nim jakieś brudne podejrzenie
- Nie odbywało czasem walnych sądów,
- Przy drzwiach zamkniętych trutynując pewne
- Zawiłe kwestie?
- OTELLO
- Dopuszczasz się istnej
- Zdrady, Jagonie, względem przyjaciela,
- Gdy go uważasz za pokrzywdzonego
- I nie chcesz jego ucha zaznajomić
- Z swymi myślami.
- JAGO
- O, błagam cię, panie,
- Jeśli przypadkiem domysł mój jest błędny
- (Co by być mogło, wyznaję albowiem,
- Że mam z natury nieszczęśliwą manię
- Siedzenia bezpraw i nieufność moja
- Tworzy częstokroć winy, których nie ma),
- Błagam cię tedy, panie, by twa mądrość
- Do niezręcznego postrzegacza słowa
- Najmniejszej wagi nie przywiązywała
- Ni wniosków jakich chciała wyprowadzać
- Niepokojących z jego niedokładnych
- I luźnych uwag. Nie byłoby zgodne
- Z twą spokojnością i twym szczęściem, panie,
- Ni z uczciwością moją i rozsądkiem,
- Gdybym ci moje myśli wypowiedział.
- OTELLO
- Co się to wszystko znaczy?
- JAGO
- Dobre imię,
- Łaskawy panie, jest najdroższym skarbem
- Mężów i niewiast: kto mi kradnie worek,
- Kradnie drań marną, coś i nic; rzecz, która
- W tysiącznych była rękach wprzód niż w moich;
- Ale kto dobre imię mi wydziera,
- Grabi mi dobro, z którego sam nie ma
- Korzyści, mnie zaś przyprawia o nędzę.
- OTELLO
- Na Boga, musisz mi odkryć swe myśli!
- JAGO
- To być nie może, choćby moje serce
- Było w twym ręku, panie, i nie będzie,
- Póki to serce jest pod moim kluczem.
- OTELLO
- Ha!
- JAGO
- Strzeż się, panie, zazdrości! O, strzeż się
- Tego potwora zielonookiego,
- Co pożerając ofiarę - z niej szydzi.
- Szczęsny, kto wiedząc o tym, że jest zdradzon,
- Może nie kochać tych, co go zdradzili;
- Ale jak wielkie ten cierpi katusze,
- Co wielbiąc wątpi, mając podejrzenie
- Namiętnie kocha!
- OTELLO
- O nędzo!
- JAGO
- Ubogi,
- Rad z swego losu, jest arcybogaty,
- Ale sam Krezus jest jak Job ubogi,
- Gdy się wciąż lęka, aby nie zubożał.
- Chroń Panie Boże od zazdrości wszystkich,
- Których miłuję!
- OTELLO
- Co? Cóż to? Czy myślisz,
- Że moje życie zazdrości poświęcę?
- Że się jak miesiąc zmieniać będę w ciągłych
- Kwadrach podejrzeń? Nie: raz zacząć wątpić,
- Jest to od razu zbyć się wątpliwości.
- Miej mnie za capa, jeśli kiedykolwiek
- Władze mej duszy zajmę tak wydętą
- I wietrzną bańką jak ta, którą puszczasz.
- Niech sobie mówi świat, że moja żona
- Jest piękna, dobrze gra, śpiewa i tańczy;
- Ze jest rozmowna, lubi towarzystwo,
- Wcale to we mnie podejrzeń nie wzbudzi,
- Bo gdzie jest cnota, tam ją to ozdabia:
- Ani ze względu na brak mych powabów
- Powezmę choćby cień niedowierzania.
- Boć miała oczy, gdy mnie wybierała.
- Nie, mój Jagonie, muszę widzieć pierwej,
- Nim zacznę wątpić, mieć dowód, gdy zwątpię,
- Skoro zaś dowód mieć będę, o, wtedy
- Precz i z miłością, i z podejrzeniami!
- JAGO
- Szczerze się z tego cieszę, teraz bowiem
- Mogę ci, panie, okazać swobodniej
- Moją przychylność. Posłuchaj mnie przeto:
- Jeszcze na teraz milczę o dowodach;
- Uważaj, panie, na swą żonę; śledź ją
- W stosunkach z Kasjem; miej zwrócone oko,
- Tak ni zazdrośnie, ni z ubezpieczeniem.
- Nie rad bym, aby twe szlachetne serce
- Krzywdy doznało z zbytku swej dobroci.
- Baczność więc! Znam ja dobrze obyczaje
- Naszego kraju: weneckie niewiasty
- Jawią częstokroć niebu takie figle,
- Jakich by mężom pokazać nie śmiały;
- Sumienie ich nie mówi: "Nie czyń tego",
- Ale: "Nie wydaj się z tym."
- OTELLO
- Czy tak myślisz?
- JAGO
- Żona twa, panie, oszukała ojca
- Idąc za ciebie; a gdy się zdawała
- Drżeć na twój widok i truchleć, miłością
- Tchnęła ku tobie.
- OTELLO
- W rzeczy samej.
- JAGO
- Ergo
- Kiedy tak młodo mogła tak udawać
- I nawet oczy ojca otumanić
- Do tego stopnia, że krok jej przypisał
- Wpływowi czarów... Ale ja źle czynię:
- Błagam cię, panie, najpokorniej, wybacz,
- Wybacz mi zbytek mego przywiązania.
- OTELLO
- Obowiązanym ci na zawsze.
- JAGO
- Widzę,
- Że cię to, panie, zmieszało cokolwiek.
- OTELLO
- Wcale nie, wcale nie.
- JAGO
- Obym się mylił!
- Tuszę przynajmniej, że raczysz położyć
- To, com powiedział, na karb mej miłości.
- Ale ja widzę, panie, żeś wzruszony.
- Na Boga! nie chciej mowy mej rozciągać
- Do grubszych wniosków i do granic dalszych
- Jak przypuszczenie.
- OTELLO
- Nie myślę inaczej.
- JAGO
- W przeciwnym bowiem razie mowa moja
- Doprowadziłaby do takich następstw,
- O jakich mi się nie marzyło. Kasjo
- Jest przyjacielem moim. Ależ, panie,
- Wyraźnie jesteś wzruszony.
- OTELLO
- Nie bardzo.
- Sądzę, że jest mi wierna Desdemona.
- JAGO
- Bogdaj nią długo była i bogdajbyś
- Ty, panie, długo tak sądził!
- OTELLO
- A jednak,
- O ile może natura się zbłąkać...
- JAGO
- Tak, właśnie o to idzie; jak na przykład:
- Ze się poważam zrobić tę uwagę -
- Odmówić ręki licznym wielbicielom
- Jednego kraju, plemienia i stopnia;
- Wzgardzić związkami takimi, do jakich
- Wszystko, jaki wiemy, w naturze jest skłonnym;
- Hm! w tym by mógł ktoś upatrzyć chęć zdrożną,
- Sprzeczność niegodną, myśl nienaturalną.
- Wybacz mi jednak, panie; to, com wyrzekł,
- Nie wprost się do niej odnosi, jakkolwiek
- Mógłbym się lękać, by z czasem jej chęciom,
- Do normalnego zwróconym kierunku,
- Nie przyszło stawić twej urody, panie,
- Obok urody którego z jej ziomków
- I pożałować wyboru.
- OTELLO
- Dość tego;
- Bądź zdrów. Jeżeli dostrzeżesz co więcej,
- Więcej mi powiesz. Zaleć swojej żonie
- Mieć ją na oku. Opuść mnie, Jagonie.
- JAGO
- Żegnam cię, wodzu. Odchodzi.
- OTELLO
- Po cóżem się żenił?
- Zacny ten człowiek niezawodnie widzi
- I wie nierównie więcej, niż wyjawia.
- JAGO wracając
- Łaskawy panie, błagam cię, zaklinam,
- Przestań się dłużej nad tym zastanawiać,
- Pozostaw resztę czasowi. Jakkolwiek
- Dobrze by było, żeby Kasjo wrócił
- Nazad do służby, bo trzeba mu przyznać
- Wiele zdolności po temu. Z tym wszystkim,
- Jeślibyś, panie, uznał za stosowne
- Jeszcze czas jakiś potrzymać go z dala,
- Łatwiej byś jego obrotów mógł dostrzec.
- Uważ, mój wodzu, azali twa żona
- Nie będzie czasem w sposób za żarliwy,
- Za natarczywy wstawiała się za nim;
- Z tego się wiele da wnieść. Racz tymczasem,
- Pomyśleć sobie, żem był za gorliwy
- W powzięciu obaw i w ich wynurzeniu
- Jakoż istotnie boję się, czym nie był),
- I ufaj jej jak wprzód: błagam cię o to!
- OTELLO
- Nie bój się, umiem nad sobą panować,
- JAGO
- Jeszcze raz ścielę się do nóg twych, panie. Wychodzi.
- OTELLO
- Jest to niezwykłej uczciwości człowiek
- I doświadczony znawca wszelkich sprężyn
- Ludzkiej natury. Jeśli się przekonam,
- Mój ty sokole, że jesteś dzikowcem,
- Choćbyś miał pęta z sercem mym splecione,
- Puszczę cię, poślę w świat na cztery wiatry,
- Abyś polował na, własny rachunek.
- Może dlatego, żem czarny i nie mam
- Tego łatwego obejścia, co daje
- Powab fircykom, lub żem już zszedł nieco
- W dolinę wieku; mniejsza z tym... już po niej
- Zwiedziony jestem i nienawiść ku niej
- To cała moja pociecha. Przekleństwo
- Małżeńskim związkom! Możemyż się mienić
- Panami wietrznych tych istot, nie będąc
- Żądz ich panami? Ropuchą być raczej
- I żyć miazmami pieczar niż posiadać
- Do spółki z drugim tę, którą się kocha;
- Taki to jednak jest los wielkich świata:
- Upośledzeni oni pod tym względem
- W prerogatywach bardziej niż maluczcy;
- Nieuniknione to jak śmierć: zaledwie
- Zadrga w nas życie, już rogata plaga
- Zaczyna na nas ciążyć. Ha! to ona.
Wchodzą Desdemona i Emilia.
- Jeżeli ta jest kobietą fałszywą,
- To chyba niebo samo z siebie szydzi.
- Nie wierzę temu.
- DESDEMONA
- Kochany Otello,
- Obiad i goście, których zaprosiłeś,
- Szlachetni Cypryjczycy, już czekają.
- OTELLO
- Naganym godzien.
- DESDEMONA
- Dlaczego twa mowa
- Tak przytłumiona? Czyś nie słaby?
- OTELLO
- Trochę,
- Mam ból tu w skroniach.
- DESDEMONA
- Z niewczasu, to przejdzie.
- Ścisnę ci czoło chustką, a w godzinę
- Ból ten ustanie.
- OTELLO
- Chustka twa za mała;
Desdemona upuszcza chustkę.
- Daj pokój, idźmy.
- DESDEMONA
- Przykro mi, żeś słaby.
Desdemona i Otello wychodzą.
- EMILIA podnosząc chustkę
- Cieszę się, żem tę chustkę tu znalazła,
- Pierwsza to była pamiątka Murzyna.
- Mój dziwak mało sto razy mi kazał
- Wykraść tę chustkę, ale Desdemona
- Tak w niej lubuje i mąż tak ją zaklął,
- Aby się nigdy z nią nie rozstawała,
- Że ją wciąż nosi przy sobie, całuje
- I z nią rozmawia; wyhaftuję drugą
- Na ten sam deseń i dam Jagonowi.
- Na co mu ona może być potrzebna,
- Bóg to wie, mniejsza z tym, nie chcę w to wchodzić,
- Li tylko jego fantazji dogodzić.
Wchodzi Jago.
- JAGO
- Czego się szwendasz? Co tu robisz?
- EMILIA
- Ot, byś
- Nie gderał lepiej! Mam tu coś dla ciebie.
- JAGO
- Ty masz coś dla mnie? To rzecz zbyt powszednia.
- EMILIA
- Także? na przykład co?
- JAGO
- Mieć głupią żonę.
- EMILIA
- Nic więcej? Jesteś nadzwyczaj uprzejmy,
- Cóż mi dasz za tę chustkę?
- JAGO
- Jaką chustkę?
- EMILIA
- Jakąż? tę, z której Murzyn Desdemonie
- Pierwszy dar zrobił, którąś tyle razy
- Wykraść mi kazał.
- JAGO
- Więceś ją wykradła?
- EMILIA
- Nie, upuściła ją przez nieuwagę,
- A ja, tu będąc, podniosłam ją z ziemi.
- Oto jest.
- JAGO
- Daj ją, nieoszacowana
- Kobieta z ciebie.
- EMILIA
- Na co ci ta chustka,
- Że tak usilriie nalegałeś na mnie.
- Bym ją wykradła?
- JAGO wyrywając jej chustkę
- Co tobie do tego?
- EMILIA
- Jeżeli nie masz bardzo ważnych przyczyn,
- To mi ją oddaj, oszaleje biedna,
- Jak jej nie znajdzie.
- JAGO
- Udaj, że nic nie wiesz.
- Potrzebna mi jest, i kwita: idź z Bogiem. Wychodzi Emilia.
- W kwaterze Kasja podrzucę tę chustkę;
- Tam on ją znajdzie. Fraszki, jak puch błahe,
- Są dla zazdrosnych zarówno silnymi
- Dokumentami jak cytaty z Pisma.
- To może zrządzić jaki taki skutek.
- Już Murzyn toczy walkę z moim jadem,
- Zdradliwy poszept jest istną trucizną,
- Co zrazu ledwie w smaku da się poczuć,
- Ale niebawem, z krwią złączona, pali
- Jak roztopiona siarka. Wchodzi Otello.
- Miałem słuszność.
- Ni wyskok z maku, ni sok mandragory,
- Ni żadna siła ziół usypiających
- Już mu nie wróci tego snu błogiego,
- Jakim spał wczoraj.
- OTELLO
- Ha! ha! mnie niewierna?
- JAGO
- Ejże, zapomnij już o tym, mój wodzu.
- OTELLO
- Precz! precz! tyś to mię rzucił na katownię,
- O, lepiej tysiąc razy być zdradzonym
- Niż przez pół wiedzieć, że się nim jest.
- JAGO
- Jak to?
- Łaskawy panie!
- OTELLO
- Czyliżem zamarzył
- O jakichkolwiek jej pokątnych związkach?
- Dostrzegłżem tego? Trwożyłżem się o to?
- Dobrzem spał, dobrzem jadł, byłem swobodny,
- Lekki, wesoły; na jej słodkich ustach
- Nie znachodziłem Kasja pocałunków.
- Gdy okradziony nie uczuwa braku
- Rzeczy skradzionej, nie mów mu nic o tym:
- A okradzionym, tak dobrze jak nie jest.
- JAGO
- Boleśnie mi to słyszeć.
- OTELLO
- Niechby ją cały obóz był posiadał,
- Nie wyłączając ciur, szczęśliwy byłbym,
- Gdybym był tego nieświadom. O, teraz,
- Bądź zdrów na zawsze, spokoju! Bądź zdrowa,
- Pogodo myśli! Wy w kity piór strojne
- I wy poważne, w pancerz kute hufce,
- Co pychę w cnotę mienicie, o, bądźcie,
- Bądźcie mi zdrowe! Bądźcie i wy zdrowe,
- Rżące rumaki, grzmiące trąby, kotły,
- Ducha rzeźwiące, wy rozgłośne flety,
- Świetne proporce, z wszelkimi przybory
- I przepychami właściwymi wojnie;
- I wy śmiertelne spiże, których gardła
- Nieśmiertelnego władcy na Olimpie
- Głos przedrzeźniają, bywajcie mi zdrowe!
- Otello skończył swój zawód.
- JAGO
- O panie!
- Mamże mym uszom wierzyć? Czy podobna?
- OTELLO
- Nędzniku, dowiedź mi, że moja żona
- Jest wiarołomna; daj mi jaki dowód
- Lub na istnienie wieczne duszy mojej
- Lepiej ci było urodzić się kundlem.
- Niż gniew mój budzić.
- JAGO
- Do tegoż mi przyszło?
- OTELLO
- Spraw, bym to ujrzał, lub przynajmniej daj mi
- Dowód, bez żadnych haczyków, na których
- Mogłaby jakaś wątpliwość zawisnąć:
- Inaczej biada ci!
- JAGO
- Szlachetny panie!
- OTELLO
- Jeśli ją czernisz, a mnie próżno dręczysz,
- Nie módl się odtąd, wyrzecz się sumienia;
- Na okropnościach okropności gromadź,
- Czyń takie rzeczy, iżby patrząc na nie
- Niebo aż płakać musiało, a ziemia
- Drętwieć ze zgrozy; nic gorszego bowiem
- Dodać byś nie mógł do szczytu ohydy
- Nad ten postępek.
- JAGO
- Litościwe nieba,
- Wejrzyjcie na mnie! Jestżeś, panie, mężem?
- Gdzież twoja mądrość, gdzie dusza? Bóg z tobą!
- Składam mój urząd. O, nędzny ja głupiec,
- Com swą uczciwość wystrychnął na zbrodnię!
- Przewrotny świecie! Zapisz to, że dzisiaj
- Prawym, rzetelnym być jest niebezpiecznie.
- Dzięki ci, panie, za naukę! odtąd
- Nikt przyjaciela nie znajdzie w Jagonie,
- Skoro przychylność tak na złe wychodzi.
Chce odejść.
- OTELLO
- Stój! Powinien byś jednak być poczciwym.
- JAGO
- Powinienem był raczej być roztropnym.
- Poczciwość głupstwo, kiedy chybia celu,
- Którego stara się dosiąc.
- OTELLO
- Na Boga!
- Myślę, że moja żona jest niewinna
- I że nią nie jest; myślę, żeś ty prawy
- I żeś nim nie jest. Dowodu mi trzeba.
- Imię jej, niegdyś tak jasne, tak czyste
- Jak lice Diany, tak się stało czarnym
- I powleczonym sadzą jak twarz moja,
- Sąli na świecie noże, stryczki, jady,
- Płomienie albo chłonące topiele:
- Nie zniosę tego. Gdybym się przekonał!
- JAGO
- Widzę, o panie, żeć namiętność trawi;
- Żałuję, żem ci to nasunął. Chciałbyś
- Się więc przekonać?
- OTELLO
- Chciałbym? Nie. Chcę tego.
- JAGO
- I możesz; ale jak, łaskawy panie?
- Jakże chcesz nabyć przekonania? Chceszli
- Jej przeniewierstwa być naocznym świadkiem?
- Chceszli ich zejść na dobie?
- OTELLO
- Śmierć i piekło!
- JAGO
- Trudnym to, mniemam, byłoby zadaniem,
- Chcieć ich wypatrzyć w takiej koniunkturze.
- Przeklnij ich, panie, jeśli kiedykolwiek
- Więcej ócz ludzkich jak ich cztery będzie
- Przy tym obecnych. Jakże więc? Cóż tedy?
- Skąd przekonanie? Niepodobna, panie,
- Abyś to ujrzał, choćby byli krewcy
- Jak małpy albo wilki w czas wesela,
- I rozbestwieni jak pijana gawiedź.
- Oświadczam wszakże, iż jeżeli ważne
- Okoliczności, niezbite poszlaki,
- Wiodące prosto do bram prawdy, mogąć
- Dać przekonanie, to je mam w mym ręku.
- OTELLO
- Daj mi wyraźny dowód jej niewiary.
- JAGO
- Arcy to dla mnie nieprzyjemna sprawa;
- Skorom jednakże zaszedł tak daleko,
- Powodowany głupią uczciwością
- I przywiązaniem, zajdę jeszcze dalej.
- Spędziłem świeżo noc tuż obok Kasja,
- Że zaś cierpiałem ogromny ból zębów,
- Nie mogłem zasnąć. Zdarzają się ludzie
- Duszy tak słabej i niepowściągliwej,
- Że przez sen paplą o swych interesach.
- Tego rodzaju jest Kasjo, słyszałem,
- Jak mówił przez sen: "Luba Desdemono!
- Bądźmy ostrożni, kryjmy się z miłością ";
- A potem chwytał mię, ściskał za rękę
- I wołał: "Luba istoto! ", a potem
- Tak zapalczywie zaczął mię całować,
- Jakby mi wyrwać chciał z ust pocałunki
- Aż do korzenia; potem na mym udzie
- Położył nogę, całował mię, wzdychał:
- "Przeklęty los, co dał cię Murzynowi!"
- OTELLO
- O, to okropne! To okropne!
- JAGO
- Wszakże
- To był sen tylko.
- OTELLO
- Ale ten sen zdradził
- Poprzednie czyny, jaskrawa wskazówka,
- Choć tylko przez sen.
- JAGO
- I mogąca poprzeć
- Inne dowody, które lada jako
- Rzecz objaśniają.
- OTELLO
- Rozszarpię ją.
- JAGOZ wolna,
- Łaskawy panie, jeszcze nic nie widzim;
- Jeszcze być ona może wolną zmazy.
- Powiedz mi proszę, tylko czyś czasami
- Nie widział kiedy w ręku swojej żony
- Chustki w poziomki haftowanej?
- OTELLO
- Właśnie
- Dałem jej niegdyś taką: był to pierwszy
- Mój podarunek.
- JAGO
- Nie wiedziałem o tym:
- Taką jednakże chustką (jestem pewny,
- Że to jej była)widziałem, jak sobie
- Pan Michał Kasjo brodę dziś obcierał.
- OTELLO
- Gdyby to była ta...
- JAGO
- Czy ta, czy inna,
- Byle jej, zawsze to przeciw niej mówi,
- Łącznie z tym, co się wyżej powiedziało.
- OTELLO
- Żeby ten nędznik miał nie jedno życie,
- Lecz sto ich, tysiąc! jednego za mało
- Dla mojej zemsty. Ha! teraz już widzę,
- Że to jest prawda. Patrz, Jagonie, oto
- Oddaję niebu z tym westchnieniem cały
- Skarb mej miłości: stało się! już po niej!
- Wstań, czarna zemsto, z głębokości piekieł!
- Miłości, ustąp twego tronu w sercu
- Nieubłaganej nienawiści! Pęknij,
- Piersi nabrzękła od padalczych żądeł,
- Co cię pokłuły!
- JAGO
- Uspokój się, panie.
- OTELLO
- Krwi! krwi! krwi!
- JAGO
- Uzbrój się, panie, w cierpliwość:
- Możesz odmienić jeszcze zdanie.
- OTELLO
- Nigdy,
- Nigdy, Jagonie! Jak Pontyńskie Morze,
- Którego wzdęta, lodem ścięta fala
- Nie zna odpływu wstecz, ale wciąż dąży
- Do Propontydu i do Hellespontu,
- Tak krwawa moja myśl w niepowstrzymanym
- Naprzód pochodzie nigdy w tył nie spojrzy
- Ani się cofnie ku brzegom miłości
- I nie wprzód spocznie, aż ją przestwór zemsty
- Spełna pochłonie. klękając
- Na ten błękit niebios!
- Z całą należną czcią dla świętych ślubów
- Przysięgam, że tak będzie.
- JAGO klękając także
- Czekaj, panie,
- Zaświadczcie, o wy wiecznie tam u góry,
- Tlejące światła! wy żywioły, które
- Nas otaczacie! zaświadczcie, że Jago
- Całą działalność swojego umysłu,
- Swych rąk i serca święci na usługi
- Pokrzywdzonego Otella! Jakkolwiek
- Może być krwawym to, co on mi każe,
- Mym obowiązkiem będzie posłuszeństwo.
- OTELLO
- Nie odpowiadam na twoją przychylność
- Marną podzięką, ale jej przyjęciem
- I wystawieniem niezwłocznym na próbę:
- Spraw, bym za trzy dni z ust twych się dowiedział,
- Że Kasjo przestał żyć.
- JAGO
- Zmarł mój przyjaciel:
- żądałeś tego, panie, tak się stało;
- Niech aby ona żyje!
- OTELLO
- Niech przepadnie,
- Kukła wszeteczna! Pójdź ze mną, pomyślim
- O jakim szybkim pośredniku śmierci
- Dla tej uroczej diablicy. Tyś teraz
- Mym namiestnikiem.
- JAGO
- Twym sługą na zawsze. Wychodzą.
Scena czwarta
Tamże.
Wchodzą Desdemona, Emilia i Błazen.
- DESDEMONA
- Nie wiesz, kochanku, gdzie stoi namiestnik Kasjo?
- BŁAZEN
- Na polu bitwy.
- DESDEMONA
- Jak to?
- BŁAZEN
- On żołnierz, a kto by o żołnierzu powiedział, że nie stoi na polu bitwy, ten by swoją skórę naraził.
- DESDEMONA
- Pytam się, gdzie on stoi kwaterą.
- BŁAZEN
- Powiedzieć wam, gdzie on stoi kwaterą, na jedno by wyszło co skłamać.
- DESDEMONA
- Możeż kto z tego być mądrym?
- BŁAZEN
- Nie wiem, gdzie on stoi kwaterą; gdybym przeto powiedział, że stoi nią tu lub owdzie, powiedziałbym wierutne kłamstwo.
- DESDEMONA
- Nie mógłżebyś powziąć o nim języka, wywiedzieć się o niego?
- BŁAZEN
- Uczynię to katechetycznym sposobem, to jest przez pytania i odpowiedzi.
- DESDEMONA
- Wyszukaj go, proszę, i proś go, aby tu przyszedł. Powiedz mu, żem o nim mówiła z moim mężem i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
- BŁAZEN
- Taka rzecz nie przechodzi granic ludzkiego rozumu, gotów przeto jestem przedsięwziąć jej wykonanie.
Wychodzi.
- DESDEMONA
- Gdzieżem ja mogła zapodziać tę chustkę?
- Nie wiesz?
- EMILIA
- Nie, pani.
- DESDEMONA
- Wolałabym była
- Zgubić sakiewkę pełną kruzadosów.
- Gdyby szlachetny mój mąż mniej miał prawy
- Sposób myślenia i mniej był daleki
- Od nikczemności, właściwej zazdrosnym,
- Coś podobnego mogłoby w nim jaką
- Złą myśl obudzić.
- EMILIA
- To on nie zazdrosny?
- DESDEMONA
- On?
- Słońce jego ojczyzny wyssało,
- Zdaję się, z niego wszelkie takie miazma.
- EMILIA
- Oto nadchodzi.
- DESDEMONA
- Nie dam mu tym razem
- Pokoju, póki Kasja nie odwoła. Wchodzi Otello.
- Jak się masz, mój Otello?
- OTELLO
- Dobrze, pani.
do siebie
- O, co za męka udawać! głośno
- A tyże
- Jak, Desdemono?
- DESDEMONA
- O, dobrze.
- OTELLO
- Daj rękę.
- Wilgotna ręka u pani.
- DESDEMONA
- Bo jeszcze
- Wiek jej nie zmroził ni żadne cierpienie.
- OTELLO
- To znaczy płodność, szczodrobliwość serca...
- I ciepła! Ciepła i wilgotna, takiej
- Ręce przystoi zaparcie się świata,
- Post i modlitwa, chłosta, umartwienie;
- Bo wewnątrz siedzi młody, krewki szatan,
- Co lubi broić. Łaskawa to ręka
- I hojna.
- DESDEMONA
- Słusznie mianujesz ją taką,
- Ona ci bowiem serce me oddała.
- OTELLO
- Hojna to ręka: w dawnych czasach serce
- Dawało rękę, nowsza herladyka
- Umieszcza w herbach rękę, a nie serce.
- DESDEMONA
- Nie znam się na tym. Pamiętasz, coś przyrzekł?
- OTELLO
- Cóżem to przyrzekł, kochanie?
- DESDEMONA
- Posłałam
- Po Kasja, aby przyszedł mówić z tobą.
- OTELLO
- Nieznośny katar mam; tak mi dokucza!
- Pozwól mi chustki.
- DESDEMONA
- Oto jest, mój mężu.
- OTELLO
- Tej, co ci dałem.
- DESDEMONA
- Nie mam jej przy sobie.
- OTELLO
- Nie masz jej?
- DESDEMONA
- Nie mam, w istocie.
- OTELLO
- To szkoda;
- Chustkę tę dała była mojej matce
- Jedna Cyganka, wróżka, co umiała
- Najskrytsze myśli ludzkie odgadywać,
- I powiedziała jej, że moc tej chustki,
- Póki ją będzie miała w posiadaniu,
- Nada jej urok i przywiąże do niej
- Mojego ojca; gdyby zaś, broń Boże!
- Miała ją zgubić lub darować komu,
- Wraz by się od niej odwróciło serce
- Mojego ojca i wzrok by się jego
- Zaczął obracać ku innym pięknościom;
- Przy zgonie dala mi ją z tym zleceniem,
- Abym ją wzajem dał tej, z którą kiedyś
- Los mnie połączyć zechce. Tak zrobiłem;
- Strzeżże jej, pilnuj jako oka w głowie;
- Zguba jej bowiem lub podarowanie
- Komu innemu mogłoby sprowadzić
- Najfatalniejsze skutki.
- DESDEMONA
- Czy podobna?
- OTELLO
- Z całą pewnością magiczny to wyrób.
- Pewna Sybilla, która policzyła
- Dwieście obiegów słońca na tym świecie,
- W wieszczym natchnieniu utkała tę chustkę;
- Jedwab doń snuły czarowne robaki,
- A farbowana była w soku, który
- Wtajemniczone ręce z serc dziewiczych
- Przysposobiły.
- DESDEMONA
- Prawdaż to istotna?
- OTELLO
- Najistotniejsza, chowajże ją dobrze.
- DESDEMONA
- Obym więc nigdy jej nie była znała!
- OTELLO
- Ha! czemu?
- DESDEMONA
- Skąd ta zmiana w twoim głosie?
- OTELLO
- Zginęłaż?
- Poszłaż do ludzi? Przepadłaż?
- Mów, pani.
- DESDEMONA
- Boże zmiłuj się nade mną!
- OTELLO
- Hę!
- DESDEMONA
- Nie zginęła, lecz gdyby zginęła?
- OTELLO
- Co?
- DESDEMONA
- Nie zginęła, mówię.
- OTELLO
- To ją przynieś;
- Pokaż ją zaraz.
- DESDEMONA
- Mogłabym, lecz nie chcę.
- To tylko wybieg, aby mnie zbić z toru
- W mej prośbie, proszę cię, przebacz Kasjowi.
- OTELLO
- Idź po tę chustkę, przeczuwam coś złego.
- DESDEMONA
- Daj pokój, nigdy nie znajdziesz człowieka
- Równych mu zalet.
- OTELLO
- Idź, przynieś tę chustkę.
- DESDEMONA
- Proszę cię, mów o Kasju.
- OTELLO
- Chustkę, chustkę!
- DESDEMONA
- Człowieka, który całe swoje szczęście
- Przez tyle czasów pokładał jedynie
- W twej życzliwości; który dzielił z tobą
- Niebezpieczeństwa.
- OTELLO
- Idź, mówię, po chustkę.
- DESDEMONA
- Ejże, niedobry jesteś.
- OTELLO
- Precz ode mnie!
Wychodzi.
- EMILIA
- Nie jestże zazdrosny ten człowiek?
- DESDEMONA
- Jeszczem w nim tego nigdy nie dostrzegła.
- Niechybnie jakieś czary są w tej chustce.
- O, nieszczęśliważ ja, żem ją zgubiła!
- EMILIA
- W rok ni w dwa lata nie poznasz mężczyzny,
- Oni żołądki, a myśmy ich strawą;
- Chciwie nas chłoną, a gdy są już syci,
- Kadzi by nas się pozbyć. Oto Kasjo
- I mąż mój.
Wchodzą Jago i Kasjo.
- JAGO
- Nie ma, bracie, innej drogi,
- Trzeba, ażeby ona to sprawiła.
- Patrz, co za szczęście! Przypuśćże szturm do niej.
- DESDEMONA
- Witaj, kochany Kasjo! co tam słychać?
- KASJO
- Pani, przychodzę powtórzyć mą prośbę.
- Spraw, bym za wpływem twego przyczynienia
- Odżył na nowo i odzyskał względy
- Tego, którego z całej mocy duszy
- Czczę i miłuję. Zwłoka mi nieznośna,
- Jeżeli moja wina tak jest ciężka,
- Że ani służba upłyniona, ani
- Żal teraźniejszy, ani zamierzona
- Nadal poprawa nie mogą mi wrócić
- Jego życzliwych chęci, niech przynajmniej
- Wolno mi będzie prędzej o tym wiedzieć,
- Wtedy, przybrawszy przymuszony spokój,
- Na innej drodze pójdę sobie szukać
- Jałmużny losu.
- DESDEMONA
- O szlachetny Kasjo!
- Bezsilny teraz jest mój głas; Otello
- Już nie Otello, anibyś go poznał,
- Gdyby się jego twarz tak odmieniła
- Jak jego humor. Oby mi tak zawsze
- Błogosławione pomagały duchy,
- Jakem usilnie mówiła za tobą;
- Gniew jego nawet nie zdołał mnie wstrzymać
- Od nalegania. Bądź jeszcze cierpliwy:
- Zrobię, co będę mogła, więcej nawet,
- Niżbym uczynić śmiała w własnej sprawie.
- Poprzestań na tym, zacny przyjacielu.
- JAGO
- To on był w gniewie?
- EMILIA
- Tylko co stąd wyszedł;
- W istocie, dziwnie wzburzony.
- JAGO
- On w gniewie?
- Byłem obecny, gdy kule armatnie
- Szeregi wkoło niego rozrywały
- I gdy z nich jedna tuż przy jego boku
- Sprzątnęła jego rodzonego brata...
- I on jest w gniewie? To nie bez kozery.
- Idę natychmiast do niego, niechybnie
- Jest w tym coś, kiedy on jest rozgniewany.
Wychodzi.
- DESDEMONA
- Idź, proszę. Pewnie coś dotyczącego
- Spraw państwa; bądź to jaka wieść z Wenecji,
- Bądź potajemna jaka złość, uknuta
- Tu w Cyprze, której ślad tylko co odkrył,
- Pogodny jego zachmurzyła umysł.
- W podobnych razach zwykli się mężczyźni
- O małe rzeczy obruszać, choć w gruncie
- Wielkie ich drażnią. I nie dziw: jeżeli
- Palec nas boli, czyliż się ból z niego
- Do innych zdrowych nie rozchodzi członków?
- Nie powinnyśmy mężów mieć za bóstwa
- Ni żądać od nich takiej uprzejmości,
- Jaka przystoi kochankom przed ślubem.
- Zgrom mię, Emilio; już serce me chciało
- Przed sąd wojenny stawić jego szorstkość,
- Lecz widzę, że się dało uwieść świadkom
- I oskarżyło go niesprawiedliwie.
- EMILIA
- Oby to tylko był interes państwa,
- A nie zazdrosne jakie widzimisię,
- Wprost dotyczące cię, pani!
- DESDEMONA
- Niestety!
- Dałażem kiedy mu do tego powód?
- EMILIA
- Cóż stąd? Zazdrośni o to nie pytają;
- Nie zawsze oni zazdroszczą dlatego,
- Ze mają powód taki lub owaki,
- Ale zazdroszczą, bo zazdroszczą, zazdrość
- Jest to poczwara, co się sama płodzi,
- Sama wylęga.
- DESDEMONA
- Niechże nieba chronią
- Od tej poczwary mego męża!
- EMILIA
- Amen!
- DESDEMONA
- Pójdę do niego. Pozostań tu, Kasjo:
- Jeśli go znajdę lepiej nastrojonym,
- Poprę twą prośbę i wyczerpnę resztę
- Mojej wymowy, by osiągnąć skutek,
- KASJO
- Dzięki, o, dzięki ci, łaskawa pani!
Wychodzą Emilia i Desdemona. Wchodzi Bianka.
- BIANKA
- Jak się masz, Kasjo?
- KASJO
- Skądeś się tu wzięła?
- Jak mi się miewasz, śliczna moja Bianko?
- Właśniem się, luba, wybierał do ciebie.
- BIANKA
- A jam szła właśnie do twojej kwatery.
- Jak to? nie widzieć się ze mną przez tydzień?
- Spędzić beze mnie siedem dni i nocy?
- Aż osiemdziesiąt godzin w dubelt wziętych,
- I jeszcze osiem? Godzin, które z dala
- Od przyjaciela osiemdziesiąt razy
- Dłużej się wloką niż na cyferblacie?
- O, co za nudny obrachunek!
- KASJO
- Przebacz,
- Przebacz mi, Bianko, ciężkie mię kłopoty
- Gniotły w tych czasach; ale ja umorzę
- Ten twój rachunek w sposobniejszej porze.
- Kochana Bianko, podając jej chustkę Desdemony
- wyhaftuj mi chustkę
- Na wzór tej.
- BIANKA
- Skądżeś przyszedł do tej chustki?
- Dar to od jakiejś nowej przyjaciółki.
- Dotkliwie czułam twoją nieobecność,
- Ale dotkliwiej czuję jej przyczynę.
- Takiś to? dobrze, dobrze.
- KASJO
- Dajże pokój!
- Rzuć te domysły w oczy szatanowi,
- Co ci je poddał. Myśliszże na serio,
- Że mam tę chustkę od jakiejś kochanki?
- Nie, wierz mi, Bianko.
- BIANKA
- Czyjaż więc jest, powiedz?
- KASJO
- Nie wiem, znalazłem ją w moim pokoju.
- Podoba mi się haft na niej i zanim
- Zgłoszą się po nią, co się pewno stanie,
- Chciałbym mieć deseń ten przekopiowany.
- Weźże ją, zrób to i odejdź stąd teraz.
- BIANKA
- Odejść? dlaczego?
- KASJO
- Czekam tu na wodza,
- Złą by to miało minę i nie rad bym,
- Żeby mię zdybał w towarzystwie z tobą.
- BIANKA
- A to dlaczego, proszę?
- KASJO
- Nie dlatego,
- Żebym cię nie miał kochać.
- BIANKA
- Lecz dlatego,
- Że mię nie kochasz. Odprowadź mię trochę
- I powiedz, czy się prędko dziś zobaczym?
- KASJO
- Nie mogęć dalej odprowadzić, serce,
- Jak kilka kroków, bo muszę tu czekać;
- Ale zobaczym się wkrótce.
- BIANKA
- No, zgoda,
- Nie mogę podejść, to muszę przeskoczyć.
Wychodzą.