Ogród Petenery
Advertisement

O pochodzeniu głupoty • Legenda • Włas Doroszewicz • przeł. Electron PL
O pochodzeniu głupoty
Legenda
Włas Doroszewiczprzeł. Electron PL
Uwagi tłumacza: przekład z języka rosyjskiego.
Z cyklu Baśnie i legendy (ros. Сказки и легенды), pierwsza publikacja w czasopiśmie Russkoje słowo (ros. Русское слово, № 302 z 11 listopada 1903). Źródło oryginału: Doroszewicz W. M. Baśnie i legendy (ros. Дорошевич В. М. Сказки и легенды — Мн.: Наука и техника, 1983). Zobacz w Wikipedii hasło Głupota.

O pochodzeniu głupoty

(tytuł oryginału - ros. "Происхождение глупости")

I

Puma Swede DSC 0150

Bezbarwne włosy wielkimi kosmami opadały na jej ramiona i plecy...

Świat był właśnie w trakcie tworzenia.

Brahma[1] powstał ze swego tronu i jednym ruchem ręki stworzył Człowieka. Mogącego czynić dobro i zło. I obdarzył go Rozumem aby czynił dobro a nie czynił zła.

Następnie podniósł się Wisznu[2] i stworzył Demony[3]. Demony Ognia, Demony Wiatru, Demony Wody i Demony Ziemi. Zdolne czynić dobro i czynić zło. I uczynił ich posłusznymi aby czyniły dobro a nie czyniły zła. A ludziom dał zdolność posługiwania się Demonami.

Wtedy wstał czarny, mroczny, zły Śiwa[4] i stworzył Głupotę[5].

Uniosła się ona z Ziemi, ogromna i szpetna. Bezbarwne włosy wielkimi kosmami opadały na jej ramiona i plecy a oczy jej były ślepe. Patrzyła na słońce — i nie widziała słońca. Patrzyła w gwiazdy — i nie widziała gwiazd.

Wokół niej kwitły kwiaty a ona nie odczuwała ich woni. Kiedy palące promienie słońca padały na jej ciało — nie kryła się w cieniu rozłożystych drzew. A kiedy od chłodu drżały jej wszystkie członki — nie chodziła wygrzewać się na słońcu.

Wesołe Demony stworzone przez Wisznu otoczyły wstrętnego potwora, śmiały się, szturchały, popychały, wrzucały go do wody.

Patrząc na żarty Demonów z Głupoty, Brahma uśmiechnął się i powiedział Śiwie:

— Twoja poczwara nie jest wcale taka straszna, czarny Śiwo!

A czarny Śiwa milczał.

II

Przeminęły niezliczone wieki.

W końcu czarny Śiwa zwrócił się do drzemiących, snem słodkim i spokojnym, mieszkańców Nieba:

— Bracia! Zejdźmy na Ziemię i przekonajmy się, co wynikło z naszego dzieła stworzenia.

Przyjąwszy postać trzech kapłanów, bogowie opuścili się na Ziemię. Szli przez okolice bardzo malownicze ale prawie puste. Z rzadka tylko napotykali jakąś siedzibę.

A wszędzie wokoło było przepięknie. Nad jeziorami pochylały się palmy i przeglądały się w ich przeźroczystych wodach. Między palmami rosły kwiaty.

Pośród kwiatów świergotały ptaki. I wszystko to oświetlało słońce. Powietrze było czyste i przepełnione wonią kwiatów. Nagle jednak zmysł powonienia niebiańskich istot wychwycił jakiś fetor. Z naprzeciwka na spotkanie kapłanów wyszedł podróżnik i bogowie, witając się z nim, spytali:

— Czy wiesz gdzie prowadzi ta droga?

— Do miasta! — odpowiedział podróżny. — Do największego miastach tego kraju. A z daleka idziecie, wielebni ojcowie?

— Przeszliśmy wzdłuż kraj cały! — odrzekł Brahma.

— I widzieliśmy wszystkie jego niezwykłości! — powiedział Wisznu.

— I mamy nadzieję, że zobaczymy ich jeszcze więcej! — dodał Śiwa.

Podróżnik skłonił się i odrzekł:

— Masz rację, wielebny ojcze! Cały kraj nie umywa się do cudów miasta, które ujrzycie jeszcze dziś, przed zachodem słońca! To miasto to duma kraju. Setki pokoleń poświęciło życie, aby je zbudować. Sami się przekonacie, co to za niezwykłe miasto.

Urville-Laguna

Wśród szmaragdowo zielonych pól i gajów...

Lecz fetor z każdym krokiem stawał się coraz silniejszy i silniejszy. Wśród szmaragdowo zielonych pól i gajów śmierdziały szare zbiorowiska domów i napełniały swą obrzydliwą wonią okoliczne powietrze.

Ludzie, których spotykali na swej drodze, byli bladzi, zmęczeni i wyczerpani.

Przed zachodem słońca bogowie dotarli do miasta. Na ulicach panował okropny zaduch a ludzie żyli w wąskich i ciemnych komórkach.

— Jesteś już w podeszłym wieku i musisz być mądry! — zwrócił się Brahma do napotkanego staruszka. — Święty biały kolor to kolor mądrości a twoje włosy są bielusieńkie. Powiedz nam, cudzoziemcom, dlaczego jesteście aż tak dumni ze swojego miasta?

— A jakże byśmy mieli się nim nie szczycić — odparł starzec — jeśli wszystkie sąsiednie narody chciałyby posiadać takie miasto? To miasto znane jest ze swojej wielkości. Mieszka w nim...

I starzec wymienił tak wielką liczbę mieszkańców, że starczyłoby ich w zupełności dla całego kraju.

Nic z tego nie pojmując, bogowi poszli dalej.

Na skrzyżowaniu dwóch ulic spotkali bladego, zmęczonego człowieka lecz z uśmiechem szczęścia na twarzy.

Bogowie go zatrzymali.

— Zatrzymaj swój żwawy krok i przywitaj się z podróżnymi! — poprosili. — Dlaczego masz takie blade i zmęczone lico i dlaczego uśmiech gości na twej bladej twarzy?

Mężczyzna odpowiedział:

— Jestem przemęczony pracą i blady od nieprzespanych nocy. W dzień — pracuję a w nocy nie śpię, zastanawiając się — gdzie by tu można było znaleźć następną pracę na dzień jutrzejszy. A uśmiecham się bo jestem szczęśliwy. W końcu spełniło się moje marzenie! Uzbierałem wystarczająco dużo pieniędzy aby wynająć taki dom o jakim marzyłem całe moje życie. Przeprowadzę się tam z żoną i dzieci i wszyscy będziemy szczęśliwi w naszym pięknym nowym domu.

— A cóż to za raj? — uśmiechnęli się bogowie.

— Prawdziwy raj! — wesoło roześmiał się człowiek. — Dom jest piękny i położony wysoko! Ma dużo przestrzeni i jest tam czym oddychać! Drzwi wychodzą wprost na słoneczną stronę — wystarczy je tylko uchylić i słońce wkracza do naszego domu. Poza tym przed drzwiami rosną dwa drzewa i jest nawet trochę miejsca gdzie można posiać kwiaty! Na drzewie powiesimy klatkę z ptaszkiem. Niech swym szczebiotem raduje moje dzieci. Czyż to nie jest raj prawdziwy?!

— Ale przecież takiego raju macie pełno w całym waszym kraju! — krzyknął ze zdziwienia Brahma. — Wszędzie, z wyjątkiem waszego miasta! Wszędzie, — tylko tutaj go nie ma, — wszędzie jest przejrzyste, czyste powietrze, przed słońcem trzeba się chować, ziemia obsypana jest kwiatami, drzew są tysiące tysięcy, a ptaki swym szczebiotem mogą ogłuszyć. Czy warto było uciekać od tego wszystkiego? Budować miasto, zasłaniać słońce, zatruwać powietrze, niszczyć kwiaty, drzewa, ptaki — a potem zamęczać siebie pracą aby zdobyć odrobinę powietrza, światła słonecznego, dwa drzewa, kilka kwiatków i ptaszka w klatce?

Lecz człowiek, nie pojmując o co bogu chodzi, odpowiedział ze zdumieniem:

— Czy my jesteśmy dzicy aby żyć na polach i w lasach?

I szybko poszedł swoją drogą.

III

Brahma sarawati

Twój potwór króluje na Ziemi, czarny Śiwo! — powiedział Brahma...

I Brahmie i Wisznu wydawało się, że nad Ziemią unosi się z ogromna, szpetna poczwara. Bezbarwne włosy wielkimi kosmami opadają na jej ramiona i plecy a oczy jej są ślepe.

Patrzy na słońce — i nie widzi słońca. Patrzy w gwiazdy — i nie widzi gwiazd.

— Twój potwór króluje na Ziemi, czarny Śiwo! — powiedział Brahma i w głębokim smutku ukrył twarz w swych rękach.

A wokół unosił się okropny fetor, słychać było jęki, lała się krew.

Czarny Śiwa uśmiechnął się.

— Tak, Głupota rządzi Ziemią!


Przypisy tłumacza:

  1. Czytaj Brama. Zobacz w Wikipedii hasło Brahma.
  2. Zobacz w Wikipedii hasło Wisznu.
  3. Zobacz w Wikipedii hasło Demon.
  4. Czytaj Sziwa. Zobacz w Wikipedii hasło Śiwa.
  5. Zobacz w Wikipedii hasło Głupota.




Zobacz też ten tekst w innych językach:

Advertisement