Ogród Petenery
Advertisement
Rozdział XXI Miasto pływające
Rozdział XXII
Juliusz Verne
Rozdział XXIII
Uwaga! Tekst wydano w 1872 r. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!


XXII.


W krótce potem spotkałem kapitana. Opowiedziałem mu scenę, któréj byłem świadkiem. Zauważyliśmy, że to nie­bezpieczne położenie powiększa się. Gdybyśmy mogli przeszkodzić okropnym następstwom. O! jakże chciałbym przy­spieszyć bieg tego Great-Eastern’u, i przedzielić całym oceanem Harry Drake'a od Fabijana!

Rozchodząc się z kapitanem Corsicanem, umówiliśmy się żeby czuwać więcéj jak dotąd nad aktorami tego dramatu, którego rozwiązanie mogło każdéj chwili wybuchnąć mimo naszej woli!

Tego dnia, oczekiwano „Australasian” statku towarzy­stwa Cunard, mającego dwa tysiące siedemset sześdziesiąt be­czek, a służącego na linii z Liwerpoola do New-Yorku. Miał wypłynąć z Ameryki w środę rano, a nie mógł się spóźnić. Czatowano nań przy przejściu, lecz on nie przechodził.

Około godziny jedenastej podróżnicy angielscy urządzili subskrypcyją na korzyść rannych na okręcie, z których kilku niemogło jeszcze opuścić miejsca przeznaczonego dla chorych. Między innemi przełożonemu nad ładunkiem, zagrażało chromienie nieuleczone. Lista ta pokryła się podpisami, spowodo­wawszy poprzednio pewne sprzeczki drobiazgowe, które spro­wadziły zamianę wyrazów niezbyt mile brzmiących.

W południe słońce dozwoliło zrobić spostrzeżenia bardzo dokładne:

Dłu. 58° 37ʻ Z.
Szer. 41° 11ʻ 11ʻʻ P.
Bieg: 257 mil.

Mieliśmy oznaczoną szerokość w przybliżeniu jednéj sekundy. Młodzi narzeczeni, którzy przyszli przeczytać tę no­ tatkę, zrobili poruszenie nieukontentowania. Istotnie mogli narzekać na parę.

Przed śniadaniem kapitan Anderson, chcąc zrobić roz­rywkę swoim podróżnym, znudzonym tak długą podróżą, urzą­dził ćwiczenia gimnastyczne, któremi sam dowodził. Z pięć­dziesiąt amatorów rozrywki uzbrojonych w kije jak on naśladowali jego ruchy z małpią dokładnością. Ci gimnastycy im­prowizowani pracowali metodycznie z zaciśniętemi ustami jak żołnierze na paradzie. Na wieczór zapowiedziano nowe „entertainment”. Ja nie poszedłem na nie. Te same zabawy ciagle powtarzane męczyły mnie. Założono drugi dziennik współzawodniczący z Ocean-Time. Tegoż wieczoru jak się zdaje, oba dzienniki zlały się w jeden. Co do mnie spędziłem pierw­sze godziny nocy na pokładzie.

Morze się wznosiło i zapowiadało burzę, chociaż niebo jeszcze było cudowne. Kołysanie okrętu czuć się już dawało. Leżąc na ławce przy rudlu, zachwycałem się temi konstelacy­jami, które się roztaczały na firmamencie. Gwiazdy mrowiły się w zenicie, a lubo gołem okiem można ich tylko dostrzedz pięć tysięcy na całéj przestrzeni niebieskiéj, tego wieczoru zdawało się, że się je liczyło na milijony. Widziałem wlekący się na horyzoncie ogon Pegaza w całéj okazałości Zwierzyńca niebieskiego, jak suknia gwiazdzista królowéj w czarodziejskiem przedstawieniu. Plejady wznosiły się ku wyżynom nie­ba, w tym samem czasie co i bliźnięta, które pomimo swego nazwiska, nie wschodzą zaraz jedno za drugiem, jak bohate­rowie bajki. Byk patrzał na mnie swem wielkiem ognistem okiem. U szczytu sklepienia niebios błyszczała Waga, nasza przyszła gwiazda biegunowa, a niedaleko od niéj zaokrąglał­ się ów strumień brylantowy co tworzy koronę północną. Zdawało się przecież, że wszystkie owe konstelacyje nieruchome, poruszają się wraz z kołysaniem okrętu, a podczas jego waha­nia się widziałem jak wielki maszt zarysowywał łuk dokła­dnie odznaczony, zacząwszy od Wielkiéj Niedźwiedzicy aż do Altairu Orła, gdy tymczasem księżyc zaledwie wynurzał się z wód powierzchni.

Advertisement