Ogród Petenery
Advertisement

XVIII Jangada • Część I • Rozdział XIX • Juliusz Verne XX
XVIII Jangada
Część I
Rozdział XIX
Juliusz Verne
XX
Uwaga! Tekst wydano w w latach 1881-1882. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!


XIX.


Dawne dzieje.


Rozmowa ciągnęła się dalej między Torresem i Fragoso, który zapytał znowu.

— Więc urodziłeś się pan w Tijuko, stolicy okręgu dyamentowego?

— Tak, czy także z tej prowincyi pochodzisz?

— O nie! pochodzę z prowincyi nadatlantyckich, w północnej Brazylii.

— A pan, czy znasz krainę dyamentów? zapytał Torres Manuela.

Za całą, odpowiedź Manuel przecząco poruszył głową.

— A pan, rzekł znów Torres zwracając się do Benita, którego widocznie chciał wciągnąć w tę rozmowę, czy także nie znasz tej okolicy, czy nigdy nie wzięła cię ochota zwiedzić kopalnie dyamentów?

— Nigdy, odrzekł krótko.

— A! jakże żałuję że nie znam tej okolicy, zawołał Fragoso, bezwiednie dopomagając Torresowi; zdaje mi się że znalazłbym w niej jaki dyament wielkiej wartości.

— I cóżbyś z nim robił? zapytała Lina.

— Co? ma się rozumieć, żebym go sprzedał.

— W takim razie byłbyś został bogatym, rzekła Lina.

— Może nawet i bardzo bogatym, odpowiedział.

— Gdybyś tak trzy miesiące temu, był bogatym, pewnie nigdy nie przyszłaby ci do głowy owa myśl... z tym pnączem.

— Ach! prawda, zawołał, i nie uratowałaby mnie śliczna dziewczyna która teraz... A! Bóg najlepiej wie co nam trzeba!

— I dlatego daje ci za żonę moją faworytkę Linę, bierzesz więc brylant jeszcze drogocenniejszy, rzekła Mina.

— Wyraźnie więc zyskuję na zamianie, odrzekł Fragoso patrząc na Linę.

Widać Torres chciał aby rozmowa na ten temat nie ustawała; gdyż rzekł znowu:

— Co prawda, w Tijuko robiono nagle tak ogromne majątki iż wiele głów zawrócić mogły. Czy nie słyszeliście państwo o tym sławnym dyamencie z Abaety, którego wartość oceniono na 7 miliardów 500 milionów fr. Ważył on jedną uncyę (1/16 funta,) i pochodził z kopalni brazylijskich. Znaleźli go trzej wygnańcy skazani na wygnanie na całe życie, w rzece Abaecie, o 24 mil od Serro de Frio.

— I odrazu zostali bogaci? zapytał Fragoso.

— Bynajmniej, odrzekł Torres. Dyament oddano gubernatorowi kopalni; gdy został oszacowany i wykazała się nadzwyczajna jego wartość, Jan VI, król portugalski, kazał go oszlifować i przebić na wylot i nosił go na szyi zawieszony na łańcuchu, podczas wielkich uroczystości. Co zaś do skazańców, ci za całą nagrodę zostali ułaskawieni, przebieglejsi od nich byliby przyszli do majątku.

— Pan, naprzykład, rzekł Benito.

— Zapewnie... czemużby nie? odrzekł Torres. Czy zwiedzałeś pan kiedy okręg dyamentowy? dodał zwracając się do Garrala.

— Nigdy, odrzekł Joam, patrząc mu w oczy.

— To szkoda; warto żebyś kiedy przedsięwziął tę podróż, bo zapewniam go że jest co widziéć. Okręg dyamentowy jest to pewna przestrzeń leżąca w rozległem cesarstwie Brazylijskiem, mająca 12 mil obwodu, która różni się najzupełniej od ziem ją otaczających naturą gruntu, roślinością i piasczystemi łanami zawartemi wśród wysokich gór. Jest to miejscowość najbogatsza w świecie: od roku 1807 do 1817 wydobywano z niej corocznie około 18,000 karatów dyamentów[1]. Ach! dobre to były czasy nietylko dla tych co poszukując dyamentów wdrapywali się za niemi aż na szczyty gór, ale i dla kontrabandzistów, którzy wydrwiwali je od znalazców. Teraz już dobywanie dyamentów stało się daleko trudniejszem, a dwa tysiące czarnych, używanych przez rząd do robót w kopalniach, muszą spuszczać wody rzek aby z ich łożysk wybierać piasek dyamentowy. Dawniej lepiej bywało.

— Szkoda tych dobrych czasów, rzekł Fragoso.

— Ale i dziś jeszcze łatwo zdobyć dyamenty sposobem jakim posługują się złoczyńcy, to jest przez kradzież. I tak, około roku 1826, miałem wówczas lat ośm, odegrał się w samem Tijuko straszny dramat, dowodzący że zbrodniarze nie cofają się przed niczem, ilekroć jednym zuchwałym czynem mogą odrazu wielki zrobić majątek... Ale zapewnie to państwa wcale nie zajmuje?...

— Przeciwnie, kończ, proszę, odrzekł spokojnie Garral.

— Dobrze, odrzekł Torres. Tym razem szło o kradzież dyamentów, a wiadomo że jedna garstka tych kamyków może być warta nawet miliony.

I Torres którego cała fizyognomia zdradzała teraz największą chciwość, mimowolnie otworzył i ścisnął dłoń jak gdyby zgarniał te miliony.

'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 44

— Opowiem więc jak to było. Jest zwyczaj w Tijukoże wszystkie w ciągu roku wydobyte dyamenty, odsyłają za jednym razem, podzieliwszy je na dwie części, na większe i mniejsze. Pakują je w worki i odsyłają do Rio-Janeiro. Lecz ponieważ przedstawiają wartość wielu milionów, więc odwozi je urzędnik wyznaczony przez intendenta, któremu towarzyszy konwój złożony z czterech żołnierzy konnych i dziesięciu pieszych. Najprzód udają się do Villa-Rica, gdzie dowodzący jenerał przykłada na workach swoje pieczęcie, poczem cały konwój zwraca się do Rio-Janeiro. Dla większej ostrożności, dzień wyjazdu trzymany jest w tajemnicy. Otóż w roku 1826, pewien młody dwudziesto dwuletni urzędnik Dacosta, od kilku już lat pracujący w biurze jeneralnego gubernatora, w Tijuko, obmyślił sobie plan następujący. Porozumiawszy się z liczną i dobrze uzbrojoną bandą kontrabandzistów, zawiadomił ich o dniu wysyłki dyamentów, wskutku czego, w nocy 22 stycznia, banda ta napadła niespodzianie na żołnierzy eskortujących. Bronili się dzielnie ale musieli uledz przemagającej sile, i zostali wymordowani z wyjątkiem jednego, który choć ciężko ranny zdołał jednak uciec i zawiadomić o tym strasznym napadzie. Urzędnik towarzyszący żołnierzom został także zabity, i widać zbójcy musieli rzucić ciało jego w jakąś przepaść, gdyż nigdzie znaleźć go nie można było.

— A cóż ów Dacosta? zapytał Joam Garral.

— Zbrodnia jaką popełnił nie wyszła mu na dobre. Różne drobne okoliczności zwróciły na niego podejrzenie — oskarżono go że był główną sprężyną całej tej sprawy, i daremnie dowodził że jest niewinnym. Skutkiem swego stanowiska, mógł wywiedzić się o dniu wysyłki dyamentów i uprzedzić złoczyńców; został więc uwięziony, osądzony i skazany na śmierć, a wyrok taki powinien być wykonany w przeciągu dwudziestu czterech godzin.

— I czy nieszczęśliwy ten został stracony? zapytał Fragoso.

— Nie, odrzekł Torres. Został osadzony w więzieniu Villa-Rica, i w nocy, na kilka godzin przed wykonaniem wyroku, niewiadomo czy sam, czy z pomocą swych wspólników, zdołał z niego uciec.

— I odtąd nie słyszano już o nim? zapytał Joam Garral.

— Nigdy, odrzekł Torres. Zapewnie opuścił Brazylią, i gdzieś w dalekich krajach żyje sobie swobodny, używając spokojnie owoców swej kradzieży.

— Powinienby raczej nie zaznać chwili spokoju, dręczony wyrzutami sumienia, rzekł Joam Garral.

Po tej rozmowie, biesiadnicy wstali od stołu i wyszli na pokład świeżem odetchnąć powietrzem. Słońce pochylało się już na horyzoncie, ale z godzina miała jeszcze upłynąć nim ciemność zapadnie.

— Bardzo to niewesoła historya, i zasępiła nasz obiad zaręczynowy który rozpoczął się tak wesoło, rzekł Fragoso.

— Ależ to twoja wina, Fragoso, rzekła Lina.

— Jakto? zapytał.

— A po cóż było rozpytywać się o ten okręg dyamentowy.

— Ależ czyż mogłem przewidziéć do czego to doprowadzi? odpowiedział; jeźli więc zawiniłem to i srodze jestem ukarany, panno Lino, bo nie słyszałem twego wesołego śmiechu przy wetach.

'Eight Hundred Leagues on the Amazon' by Léon Benett 45

Cała rodzina zwróciła się ku przodowi jangady. Manuel i Benito szli obok siebie nic nie mówiąc; Jakita i Mina milczały także; wszystkich przygniatało jakieś niewypowiedzianie smutne wrażenie, jak gdyby przeczucie blizkiej ważnej katastrofy.

Torres zbliżył się do Garrala, który zwiesiwszy głowę siedział w smutnych zatopiony myślach, i rzekł kładąc mu rękę na ramieniu.

— Joamie Garral, chciałbym pomówić z tobą.

— Czy tu?

— Nie, na osobności.

— Chodź więc ze mną.

Obydwa weszli do domu i zamknęli drzwi za sobą.

Niepodobna opisać boleśnego wrażenia jakie wzbudziło w sercach całej rodziny to oddalenie się Joama Garral z Torresem. Cóż mogło być wspólnego między tym awanturnikiem a uczciwym fazenderem z Iquitos? Nikt nie śmiał iść za nimi, ale wszyscy czuli jakby straszne nieszczęście wiszące nad ich głowami.

— Manuelu, rzekł Benito, chwytając za rękę przyjaciela i pociągając go w przeciwny koniec statku, bądź co bądź trzeba żeby ten awanturnik wylądował jutro w Manao — nie dozwolę mu płynąć dalej na naszym statku.

— Tak... masz słuszność... odrzekł Manuel.

— A jeźli przez niego... z jego przyczyny... nieszczęście jakieś spotka mojego Ojca... zabiję go! zawołał Manuel.




Przypis

  1. Karat równa się czterem granom albo 212 miligramom.
Advertisement