Ogród Petenery
Advertisement

I Hrabia Sandorf • Część I • Rozdział II • Juliusz Verne III
I Hrabia Sandorf
Część I
Rozdział II
Juliusz Verne
III
Uwaga! Tekst wydano w latach 1885-1886. i jego słownictwo pochodzi z tamtej epoki. Proszę nie nanosić poprawek!


II.


Hrabia Maciej Sandorf.


Węgrzy, przybywszy do Europy w IX stuleciu, stanowią trzecią część ludności zamieszkiwanego przez się kraju, licząc około pięć milionów dusz. Właściwe pochodzenie tego ludu do dziś nieznane, pewną jest tylko rzeczą, że nie są ani Słowianami, ani Niemcami i że ani jednymi, ani drugimi nigdy nie pozostaną.

W jedenastem stuleciu przyjęli religią katolicką i od tego czasu byli zawsze gorliwymi jej wyznawcami. Zachowali też swój narodowy język, wielce harmonijny, a przytem energiczny, który od czternastego do szesnastego stulecia w prawodawstwie i w rozporządzeniach zastępował język łaciński.

Traktat podpisany w Karłowicach dnia 21 stycznia roku 1696 oddał Węgry i Siedmiogród pod panowanie Austryi.

W dwadzieścia lat później ogłoszoną została pragmatyczna sankcya, mocą której państwo austro-węgierskie miało pozostać na zawsze monarchią rozdzielną. W braku linii męzkiej, linia żeńska miała dziedziczyć tron prawem pierworodności. Dzięki takiemu statutowi, w r. 1749 Marya Teresa zajęła tron po swoim ojcu Karolu VI, ostatnim potomku linii męzkiej habsburskiego domu.

Węgrzy musieli uledz przemocy, ale w sto pięćdziesiąt lat później sprzeciwili się sankcyi pragmatycznej i traktatowi, podpisanemu w Karłowicach.

W czasach, w których się rozpoczyna nasze opowiadanie, żył magnat węgierski, pełen nienawiści do wszystkiego, co było pochodzenia germańskiego, ale pełen nadziei wywalczenia swemu krajowi utraconej swobody. W młodym wieku poznał się z Koszutem i uwielbiał wielkie serce patryoty, choć różnice stanu postawiły ich na odmiennem stanowisku.

Hrabia Maciej Sandorf mieszkał w komitacie siedmiogrodzkim, okręgu Fagaras, gdzie posiadał stary zamek z czasów feudalnych. Zbudowany na potężnym paśmie gór Karpackich, dzielących Siedmiogród od Wołoszczyzny, zamek ten wznosił się na owym łańcuchu urwisk, z całym majestatem dzikiej dumy, niby jedyne schronienie dla sprzymierzonych, gotowych się bronić do ostatniej kropli krwi.

Bogate kopalnie żelaza i miedzi zapewniały właścicielowi zamku Artenah dochody olbrzymie. Obszary, należące do niego, zajmowały większą część okręgu Fagaras, liczącego około siedmdziesiąt tysięcy ludności. Mieszczanie i wieśniacy nie ukrywali swej sympatyi dla hrabiego, za jego prawość, powszechnie uznawaną w kraju. To też zamek był przedmiotem ciągłej baczności władz austryackich. W wysokich bowiem sferach rządowych znano dążności właściciela Artenah i niepokojono się wielce.

Hrabia Sandorf liczył natenczas lat trzydzieści. Był to człowiek wzrostu średniego, olbrzymiej siły. Na szerokich ramionach spoczywała głowa dumna i szlachetna. Śniada jego twarz nieco kwadratowa, przedstawiała typ madziarski, w całej swej czystości. Jego temperament żywy, sposób mówienia, spojrzenie, słowem wszystko znamionowało naturę szczerą, szlachetną. Głównym rytem charakteru Sandorfa było, że pomimo całej swej dobroci, nie wybaczał nigdy krzywdy wyrządzonej bliźniemu. Miał on w wysokim stopniu rozwinięte poczucie sprawiedliwości, a nienawiść do wszystkiego, co tchnęło zdradą lub nikczemnością. Nie należał do rzędu tych ludzi, co na Boga zdają obowiązek karania na tym świecie. Wypada też nadmienić, że Maciej Sandorf oddawał się z wielkim zapałem poważnym naukom, szczególnie uprawiał umiejętności przyrodzone. Był dzielnym chemikiem, cenionym bardzo przez pierwszorzędnie powagi naukowe, z któremi pozostawał w ścisłych stosunkach i przyjaźni.

Niegdyś na zamku Artenah panowała wesołość, ruch, życie. Odbywały się na tym dzikim stoku gór karpackich wielkie polowania, obławy, w których hrabia szukał rozrywki, nie mogąc się doczekać starć innych. Natenczas żyła jeszcze hrabina Rena Sandorf: była ona dusza tych świetnych zebrań na zamku. Na piętnaście miesięcy przed rozpoczęciem tej powieści umarła, piękna, młoda, bogata, pozostawiając zrozpaczonemu małżonkowi córeczkę, liczącą obecnie dwa lata.

Zamek stał się nagle smutnym, ponurym, a jego właściciel pod wrażeniem tego strasznego ciosu pędził w nim żywot samotnika. Wszystkie swe u czucia przelał na swą jedynaczkę, którą polecił opiece troskliwej Róży Lendeck, żony swego pełnomocnika. Zacna ta kobieta, młoda jeszcze, zajęła się z całem poświęceniem jedyną dziedziczką Sandorfów i stała się dla niej drugą matką.

Tymczasem hrabia zaczął rozmyślać nad krajowemi sprawami, niepokojącemi go coraz więcej.

Wojna francuzko-włoska w roku 1858 zadała straszny cios potędze austryackiej. W siedem lat później, w r. 1866 nastąpiła jeszcze straszniejsza klęska pod Sadową. Austrya nietylko utraciła swe posiadłości we Włoszech, ale zwyciężona dwukrotnie, dała przewagę nad sobą Niemcom. Wobec takich faktów, Węgrzy czuli się upokorzeni w swej dumie.

Hrabia Sandorf przez rok cały śledził starannie ruch polityczny i uznał, że samodzielne ruchy mogłyby mieć powodzenie. Chwila działania nadeszła. Trzeciego maja roku 1867, pożegnawszy i poleciwszy raz jeszcze opiece pani Lendeck swą jedynaczkę, hrabia opuścił zamek i udał się do Pesztu, ażeby porozumieć się ze swoimi przyjaciółmi i poczynić zarządzenia przedwstępne. Ztamtąd wyjechał wkrótce do Tryestu, gdzie postanowił oczekiwać dalszych wypadków.

Tu miał być punkt główny całego sprzysiężenia, którego głową był hr. Sandorf. Zdawało się że w tem mieście naczelnicy przyszłego ruchu będą mogli działać swobodnie, nie zwracając na siebie podejrzeń. Stanąwszy u celu swojej podróży, Maciej Sandorf zajął okazałe mieszkanie w Palazzo Modello, właściwie w hotelu Delorme, na Plazza Grande.

Tymczasem hr. Władysław Zathmar i profesor Stefan Batory — obaj Węgrzy, arystokratycznego pochodzenia — mieszkali już oddawna w Tryeście i żyli w najściślejszej zażyłości z Sandorfem. Znacznie starsi od swego przyjaciela, nie posiadali prawie żadnego majątku. Pierwszy miał małą posiadłość w komitacie liptawskim i żył z bardzo skromnych dochodów, podczas gdy drugi był profesorem fizyki i z lekcyj się utrzymał.

Jak wiadomo, Władysław Zathmar mieszkał przy alei Acquadotto. Oddał on zupełnie na usługi hr. Sandorfa dom swój, w którym jedynym reprezentantem służby byt Węgier Borik, liczący około pięćdziesięciupięciu lat, tak przywiązany do swego pana, jak Lendeck do hrabiego Macieja.

Prawie w tej samej dzielnicy, bo przy ulicy Corso Stadion, zajmował bardzo skromne mieszkanie profesor Stefan Batory. Żona i ośmioletni syn imieniem Piotr, stanowili całe jego szczęście. Wprawdzie pochodził on w prostej linii z rodziny magnatów węgierskich, którzy w szesnastem stuleciu zasiadali na siedmiogrodzkim tronie, ale przez lat tyle rodzina ta zubożała, a ostatniego jej potomka widziano profesorem na wszechnicy w Preszburgu. Był uczonym w całem tego słowa znaczeniu, a dzieła jego powinny go uczynić nieśmiertelnym. Zapatrywaniu polityczne, z któremi się nie taił, zniewoliły go jednak podać się do dymisyi i przenieść się do Tryestu wraz z żoną, która go dzielnie podtrzymywała w ciężkiej niedoli.

W mieszkaniu tedy Władysława Zathmara schodzili się trzej przyjaciele, wiedzeni jedną myślą, dążąc do jednego celu. Łatwo się bowiem można domyśleć, że Władysław Zathmar i Stefan Batory, bez wahania stali się najgorliwszymi pomocnikami Macieja Sandorfa, podzielając w zupełności jego poglądy.

Tak więc policya nie przypuszczała nawet, że w domu przy alei Acquadotto, nietylko że się schodzą główni kierownicy sprzysiężenia, ale że tam odbierano i wysełano sprawozdania i tajne zlecenia bez użycia poczty lub telegrafu — z obawy zdrady — za pomocą podróżujących gołębi, które utrzymywały wybornie stósunki pomiędzy spiskującymi w Tryeście, Węgrzech i Siedmiogrodzie.

'Mathias Sandorf' by Léon Benett 009

Dnia 21 maju, około ósmej godziny wieczorem, to jest w trzy dni po przybyciu gołębia — przytrzymanego chwilowo przez Sycylijczyka Zirone — Władysław Zathmar i Stefan Batory oczekiwali w swej pracowni powrotu Macieja Sandorfa. Hrabia, będąc zmuszony w interesie osobistym udać się do Siedmiogrodu, a nawet do zamku Artenah, postanowił przy tej sposobności porozumieć się ze swoimi politycznymi sprzymierzeńcami w Klauzenburgu, stolicy tej prowincyi. Na ten dzień zapowiedział hrabia swój przyjazd.

Od czasu wyjazdu hrabiego Sandorfa, ożywiona korespondencya — prowadzona tajemniczem pismem — szła pomiędzy Tryestem a Budą, utrzymywana jedynie gołębią pocztą. W tej właśnie chwili, Władysław Zathmar zajęty był zamianą tekstu stenograficznego, na zrozumiały osnowę, za pomocą przyrządu, zwanego „kratkami”.

W rzeczy samej, tajemnicze to pismo polegało na bardzo łatwej zasadzie — na przestawieniu liter. Tym sposobem, każda litera zachowuje swe znaczenie alfabetyczne, to jest, że a naprzykład czyta się jak a, tak samo b jak b i t. d. Ale litery są zawsze przestawione, stósownie do pełnych lub pustych kratek, które przyłożone do pisma dozwalają dopiero zobaczyć litery we właściwym porządku, tak jak je czytać należy, podczas gdy niepotrzebne.

Jedynie więc za pomocą odpowiednio skrojonego kartonu — przedziurawionego w pewnych miejscach — można było odczytać tajną korespondencyę sprzysiężonych. Z przezorności zaś — może nawet zbytecznej — z jednej i z drugiej strony palono natychmiast otrzymane depesze, aby uniknąć możebnej zdrady, skutkiem zatracenia lub skradzenia takiego kartonowego klucza.

Władysław Zathmar palił właśnie ostatnią depeszę, gdy ostrożnie zapukano do drzwi gabinetu.

Po chwili Borik wprowadził hrabiego Macieja Sandorfa. Przybywał wprost z kolejowego dworca. Zathmar zbliżył się natychmiast do wchodzącego i zapytał z pośpiechem:

— Jakże się powiodła podróż?...

— Pomyślnie — odparł Sandorf. — Nie mogłem wątpić o gotowości moich przyjaciół w Siedmiogrodzie, możemy na nich liczyć zupełnie...

— Czy udzieliłeś im wiadomości otrzymanej z Pesztu przed trzema dniami? — spytał Stefan Batory.

— Zapewne, Stefanie — ciągnął dalej Sandorf — już uprzedzeni... Gotowi są także na pierwszy znak dany. We dwie godziny opanujemy Budę i Peszt w kilku, do nas należeć będą niektóre komitaty po tej i tamtej stronie Cisy, a w jednym dniu będziemy mieli Siedmiogród... Natenczas ośm milionów Węgrów odzyska swą niepodległość.

— A sejm? — zawołał Batory.

'Mathias Sandorf' by Léon Benett 010

— Większość zasiadających należy do nas — odrzekł Maciej Sandorf. — Stworzą natychmiast nowy rząd, który zajmie się sprawami kraju! Wszystko pójdzie prawidłowo i łatwo, ponieważ komitaty prawie niezawisłe są od monarchii.

— A namiestnictwo pod prezydyum palatyna w Budzie? — zagadnął Władysław Zathmar.

— Znajdzie się, w niemożebności działania...

— W niemożebności odniesienia się w drodze korespondencyi do głównego biura, znajdującego się w Wiedniu?...

— Tak, użyliśmy wszelkich środków ostrożności, ażeby równoczesnem działaniem zapewnić powodzenie naszej sprawie.

— Powodzenie! — szepnął Batory.

— Tak, powodzenie! — odparł hrabia Sandorf. — Z armii nawet, wszystko co jest pochodzenia węgierskiego, pójdzie z nami i za nami. Ale do tej chwili nie zaniedbujemy niczego, aby uniknąć wszelkich podejrzeń. Nie słyszeliście w Tryeście, żeby mówiono o sprzysiężeniu ?

— Nie — odrzekł Zathmar. — Uwaga publiczności zwrócony jest obecnie na roboty przy fortyfikacyi w Pola, które rząd energicznie przedsięwziął, przewidując prawdopodobnie możebność utracenia z czasem Wenecyi.

W rzeczy samej tajemnica sprzysiężenia na korzyść autonomii węgierskiej była ściśle dotrzymywaną, a wszystko zdawało się zapewniać spiskującym powodzenie. Znaną atoli jest rzeczą, że w każdej walce największą może rolę gra pieniądz — to też nie powinno na nim zbywać sprzysiężonym w danej chwili. Władysław Zathmar i Stefan Batory mogli poświęcić własny byt i życie dla oswobodzenia swego kraju, majątku jednak dać nie mogli, bo go nie posiadali, ale hrabia Maciej Sandorf był niezmiernie bogatym i oprócz życia gotów był oddać całe swe mienie dla sprawy krajowej. Na ten więc cel, za staraniem twego pełnomocnika Lendecka, przygotował dość znaczną sumę, bo przeszło dwa miliony guldenów.

'Mathias Sandorf' by Léon Benett 008

Suma ta musiała być tak złożoną, aby ją w każdej chwili można było podnieść. Na takich więc warunkach powierzoną została w Tryeście jednemu z licznych domów bankowych, którego reputacya była dotychczas nieposzlakowaną. Był to dom bankowy Toronthala, o którym Sarkany i Zirone rozmawiali na cmentarzu.

W dalszym ciągu tej powieści obaczymy, jak wielkie następstwa pociągnie za sobą ten istotnie przypadkowy zbieg okoliczności.

Hrabia Maciej Sandorf mówił właśnie w ciągu następnej rozmowy z Zathmarem i Batorym, że zamierza w tych dniach udać się do bankiera Silasa Toronthala, celem uwiadomienia go o postanowieniu swem podniesienia chwilowo złożonego kapitału.

W rzeczy samej, ważne wypadki miały wkrótce zniewolić hrabiego Sandorfa do dania z Tryestu oczekiwanego sygnału, tembardziej, że tego samego właśnie wieczoru spostrzegł, iż dom Władysława Zathmara jest nadzorowanym, co go też wielce zaniepokoiło. Około godziny 8-ej, gdy hrabia Maciej Sandorf i Stefan Batory wyszli od przyjaciela, aby udać się do domu, ujrzeli dwóch ludzi przyczajonych w wieczornym zmroku, którzy następnie szli za nimi w pewnej odległości, nie życząc sobie widocznie być spostrzeżonymi.

Maciej Sandorf i jego towarzysz, pragnąc się dowiedzieć, z kim mają do czynienia, nie wahali się wrócić, aby się przypatrzeć bliżej nieznanym postaciom, ale te, zrozumiawszy widocznie, o co chodzi, znikły nagle przy kościele św. Antoniego, obok głównego kanału.

Advertisement