Ogród Petenery
(nowy tekst)
 
m (Zabezpieczył Don Kichot z La Manchy/K7/14 ([edit=autoconfirmed] (na zawsze) [move=autoconfirmed] (na zawsze)))
(Brak różnic)

Wersja z 09:26, 26 sty 2012

W którym opisany jest dziwny wypadek Don Kichota, podczas gdy marzył o miłości Altisidory.

Zostawiliśmy wielkiego Don Kichota, lękającego się miłosnych uczuć młodej Altisidory. Położył się w łóżku z wielką niespokojnością, a wspomnienie rozdartej pończochy, łącząc się do tłumnych myśli, wstrząsały mu umysł i nie pozwalały zasnąć na chwilę. Wkrótce też dzień zaświtał i nasz bohater powstawszy, ubrał się w buty z cholewami, aby zakryć rozdartą pończochę. Zarzucił na ramiona szkarłatny płaszcz, na głowę włożył zielony, aksamitny kapelusz, obszyty srebrnym galonem, i tak przystrojony udał się na salę, gdzie znalazł gospodarzy gotowych na jego przyjęcie.

Przechodząc przez galerię, spotkał Altisidorę z towarzyszką, oczekującą go jakby umyślnie. Altisidora, spostrzegłszy rycerza, udała nagle zemdlenie i upadła w objęcia swojej przyjaciółki, która rozsznurowała ją w celu przyprowadzenia do przytomności.

Don Kichot zbliżył się do dam i bez wzruszenia rzecze:

— To nic nie znaczy; podobne wypadki nie są szkodliwe.

— Przebacz, panie rycerzu — rzecze przyjaciółka — lecz Altisidora dotąd była w najlepszym zdrowiu. Nie pragnęła niczego na świecie, dopóki nie przybyliście do tego zamku. Niech Bóg potępi całe błędne rycerstwo, jeżeli wszyscy są równie niewdzięczni, jak ten, którego widzę przed sobą! Na miłość Boga, oddal się stąd rycerzu Don Kichocie! Ta biedna dziewczyna nie wróci do zmysłów, póki tu znajdować się będziesz.

— Proszę cię, panno — odpowie Don Kichot — każ tej nocy przynieść lutnię do mego pokoju. Spróbuję w rzewliwych dźwiękach dać pomoc rozkochanemu sercu twojej przyjaciółki.

To rzekłszy, odszedł, lękając się, aby go ktokolwiek rozmawiającego z dziewczętami nie zobaczył. Po odejściu Don Kichota, Altisidora przyszła do siebie z udanego omdlenia i rzecze do towarzyszki.

— Trzeba koniecznie dać Don Kichotowi żądaną lutnię, zapewne zechce nam zaśpiewać jaką piosnkę zabawną!

Księżna, uwiadomiona o wszystkim, co zaszło, przepędziła razem z mężem cały dzień na przyjemnej z Don Kichotem rozmowie. List Sanchy posłano do jego żony razem z paczką rozmaitych podarków, o godzinie jedenastej pożegnano się i Don Kichot udał się do swego pokoju; przybywszy tu, zastał gitarę leżącą na stole, nastroił ją natychmiast, otworzył okno, a widząc jakieś postacie w ciemnościach ukryte, zaśpiewał nowo-metodycznie, acz cokolwiek ochrypłym głosem, romans tegoż dnia skomponowany:


Gdy dusza miłością płonie,
Bieży z kotwicy spokoju
    I na nieczynności łonie
    Płynie w mar bezcelnych[1] roju.
 
Więc szycie, haft i rozmowa
I praca w cichej ustroni
    Od żądz miłosnych uchowa,
    Od niebezpieczeństw obroni.
 
Miła dziewicza prostota
Wnet wejdzie w małżeńskie śluby,
    Bo jej posagiem jest cnota
    I powodem słusznej chluby.
 
Błędni rycerze — tłum złoty,
Widząc damy uczuć chciwe,
    Do próżnych chodzą w zaloty,
    Lecz zaślubiają cnotliwe.
 
Łatwa miłość wnet się studzi,
Krótka uciecha z kochankiem,
    Wieczorem serce się zbudzi,
    Lecz uśnie jeszcze przed rankiem.
 
Kwiat się w sercu nie rozwinie,
Gdy łza wstydu błyszczy w oku;
    Ciche źródło szczęścia ginie
    W bystrym rozkoszy potoku!
 
Gdzie jedna piękność jest wzorem,
Druga — wydaje się smutno,
    Bo na cóż jednym kolorem
    Dwa razy malować płótno!
 
Na tablicy mojej duszy
Dulcynei obraz błyszczy,
    Nic jej władzy nie poruszy
    I obrazu nikt nie zniszczy!
 
Bo stałość, co zawsze bywa
Najpierwszą kochanków cnotą,
    Cudowną władzę zdobywa
    I stwarza im przyszłość złotą!


Zaledwie Don Kichot przestał śpiewać, nie domyślając się, że księstwo oboje i dwór cały słucha go z ukrycia, gdy nagle na balkonie, nad głową jego będącym, dał się słyszeć przeraźliwy dźwięk stu dzwonków rozmaitej wielkości. W tejże chwili wytrząśnięto mu przed okno pełen wór kotów, z których każdy miał przywiązany dzwonek do ogona. Straszliwe miauczenie tych zwierząt, zmieszane z hałaśliwym dzwonków odgłosem, sprawiły tak dziwną dysharmonię, że ci nawet, którzy wymyślili figiel, zdumieli się niepomału. Don Kichot był przerażony.

Na nieszczęście, kilka kotów wpadło do sypialni rycerza i, przewróciwszy świecę, zaczęło biegać po wszystkich kątach, dzwoniąc i miaucząc przeraźliwie.

Przez ten czas dzwonki na balkonie nie przestawały jęczeć różnotonnie. Doprowadzony do wściekłości Don Kichot, porwał miecz do ręki i rąbiąc na prawo i lewo framugi okien i mur wystający, wołał groźnym głosem:

— Precz stąd, złośliwi czarnoksiężnicy! precz stąd, podły motłochu! macie do czynienia z Don Kichotem z Manchy, przeciw któremu moc czarów waszych bezsilna.

Zwrócił się do sypialni i pędząc koty, które po błyszczących rozpoznawał ślepiach, wygonił je przez okno.

Pozostał tylko jeden kot, który, bądź to nie mogąc inaczej już poradzić sobie przeciw natarczywej pogoni rycerza, bądź raniony boleśnie, rzucił się na twarz Don Kichota i zatopiwszy pazury i zęby w policzkach i nosie błędnego rycerza, zmusił go do bolesnego krzyku.

Na ten głos książę, otoczony gromadą ludzi, otworzywszy generalnym kluczem pokój Don Kichota, wpadł ze światłem, zastał naszego bohatera w silnych z kotem zapasach, usiłującego koniecznie oderwać go sobie od twarzy. Książę pośpieszył na ratunek rycerza, lecz Don Kichot, widząc to, zawołał:

— Niech nikt mi nie przeszkadza w potyczce, cieszę się bardzo, że schwytałem wreszcie tego przeklętego czarownika, dowie się łotr ode mnie, co to jest zaczepić Don Kichota z Manchy!

Kot jednakże, nie trwożąc się ani sławą rycerskiego imienia, ani widokiem światła, nie opuszczał swojej zdobyczy, aż książę rozkazał porwać go i wyrzucić przez okno.

Don Kichot pozostał na placu bitwy poszarpany i skrwawiony, srodze żałując, że wydarto mu z rąk przeciwnika, którego ukarać pragnął. Przyniesiono maści i piękna Altisidora białymi rączkami, sama przykładając plastry na twarz rycerza, szepnęła do niego cicho:

— Całe to zdarzenie, okrutny i niewdzięczny rycerzu, jest karą niebios za srogość twoją dla płci naszej; co do mnie, błagam Boga, aby twój giermek Sancho zapomniał wyliczyć sobie trzy tysiące sześćset plag, do wyzwolenia Dulcynei koniecznych, aby nie mogła utulić cię w swoim objęciu dopóty, póki będę żyła na świecie ja, która kocham cię i ubóstwiam, niewdzięczniku!

Don Kichot odpowiedział tylko głębokim westchnieniem i udał się do łóżka, podziękowawszy za troskliwość księciu, nadzwyczajnie zasmuconemu stanem Don Kichota, który zmuszał go przez kilka dni pozostać w łóżku.

W ciągu tych dni kilku zdarzyła się naszemu rycerzowi awantura bardziej zabawna niż poprzednie, lecz opowieść o niej zostawimy na później.

Teraz powróćmy do Sanchy, którego zastaniemy nadzwyczajnie zakłopotanego rządami wyspy i śmieszniejszego niż kiedykolwiek.


Przypisy

  1. bezcelnych — dziś popr.: bezcelowych.